
LIDIA KOCHAŃSKA
18 lat skończy w piątek 13, IIIF, koło historyczne
powiązania
Lidka, błagam cię.. Zawsze marzyłaś o mieszkaniu w Krakowie! Będzie fajnie. Poznasz nowych ludzi. Zmienisz otoczenie. Spędzisz czas z ojcem. Dobrze ci to zrobi. Zaczniesz nowe życie. Zapomnisz.. Gówno prawda, mamo. Spójrz mi w oczy i powiedz, że będzie dobrze. Nie możesz tego zrobić? Cóż, teraz widzisz, że mam rację.
Lidia miała normalne życie, grupkę zaufanych przyjaciół, wspaniała siostrę, dobrą matkę i znośnego ojczyma. Do czasu. Jeden wieczór, jedna impreza, jeden wypadek.. straciła wszystko. A teraz została zmuszona do przeprowadzki 400 km od rodzinnego miasta i zamieszkania z ojcem, którego nie widziała od ponad dziesięciu lat. Macocha od czasu do czasu próbuje być miła, a przyrodni bracia wcale nie są tacy fajni, jak im się wydaje.
Rany fizyczne mają się nijak do tych psychicznych, ale nikt z jej rodziny tego nie zrozumie, bo nie był na jej miejscu. Żadne z nich nie przeżyło wypadku, w którym zginęła jego druga połowa. Za każdym razem, gdy spogląda w lustro i widzi tę pieprzoną bliznę na prawym policzku, wie, że to jej siostra powinna przeżyć. Gdy przypomina sobie o bliznach zdobiących jej plecy, uświadamia sobie, że wolałaby umrzeć razem z nią. To nie jest tak, że jest smutną do szpiku kości nastolatką, która wiecznie myśli o śmierci. O nie, jest zbyt wielkim tchórzem, by się zabić. Właśnie dlatego często myśli o tym, że powinna umrzeć wtedy. Cóż, w pewnym sensie jej cząstka odeszła razem z Janką.
Zmieniła się. Kiedyś biegała i była w tym naprawdę niezła. Kiedyś planowała zostać fizjoterapeutą. W gruncie rzeczy miała naprawdę wiele planów na przyszłość. Nie zmieniło się tylko to, że książki wciąż pochłaniają większość jej czasu. Nadal ma problemy z matematyką, uwielbia sport, historię, zwierzaki, ckliwe romansidła, a co tydzień pasmo włosów maluje na inny kolor. Nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem nowych kontaktów, ale obecnie jest przerażona perspektywą poznania ludzi w nowej szkole. Każdego wieczora, zastanawiając się nad całym swoich życiem, dochodzi do tego samego wniosku, to Jana była tą lepszą bliźniaczką. A życie bez lepszej połowy jest kompletnie do bani.
Nie wyszło tak jak chciałam, ale to u mnie norma i może kiedyś zdołam się do tego przyzwyczaić. Matura coraz bliżej, a ja nagle postanowiłam wrócić do wątkowania. <3 Nie gryziemy, ani nie jesteśmy takie złe, jak może się wydawać. Zdecydowanie wolę zaczynać, niż wymyślać. Wątki średniej wielkości, bo muszę się ponownie wbić w rytm. Przepraszam z błędy. W tytule Rachel Platten.
Rany fizyczne mają się nijak do tych psychicznych, ale nikt z jej rodziny tego nie zrozumie, bo nie był na jej miejscu. Żadne z nich nie przeżyło wypadku, w którym zginęła jego druga połowa. Za każdym razem, gdy spogląda w lustro i widzi tę pieprzoną bliznę na prawym policzku, wie, że to jej siostra powinna przeżyć. Gdy przypomina sobie o bliznach zdobiących jej plecy, uświadamia sobie, że wolałaby umrzeć razem z nią. To nie jest tak, że jest smutną do szpiku kości nastolatką, która wiecznie myśli o śmierci. O nie, jest zbyt wielkim tchórzem, by się zabić. Właśnie dlatego często myśli o tym, że powinna umrzeć wtedy. Cóż, w pewnym sensie jej cząstka odeszła razem z Janką.
Zmieniła się. Kiedyś biegała i była w tym naprawdę niezła. Kiedyś planowała zostać fizjoterapeutą. W gruncie rzeczy miała naprawdę wiele planów na przyszłość. Nie zmieniło się tylko to, że książki wciąż pochłaniają większość jej czasu. Nadal ma problemy z matematyką, uwielbia sport, historię, zwierzaki, ckliwe romansidła, a co tydzień pasmo włosów maluje na inny kolor. Nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem nowych kontaktów, ale obecnie jest przerażona perspektywą poznania ludzi w nowej szkole. Każdego wieczora, zastanawiając się nad całym swoich życiem, dochodzi do tego samego wniosku, to Jana była tą lepszą bliźniaczką. A życie bez lepszej połowy jest kompletnie do bani.
Nie wyszło tak jak chciałam, ale to u mnie norma i może kiedyś zdołam się do tego przyzwyczaić. Matura coraz bliżej, a ja nagle postanowiłam wrócić do wątkowania. <3 Nie gryziemy, ani nie jesteśmy takie złe, jak może się wydawać. Zdecydowanie wolę zaczynać, niż wymyślać. Wątki średniej wielkości, bo muszę się ponownie wbić w rytm. Przepraszam z błędy. W tytule Rachel Platten.
[Cześć!]
OdpowiedzUsuńAmelia Gawron
[Cześć. Zapraszam do Kosmy :)]
OdpowiedzUsuń[Bardzo miło mi to słyszeć. <3 Też niewiele z siebie teraz dam, ale sądzę, że koło historyczne to dobry punkt zaczepienia; Mela ma skręconą kostkę, w zamyśle miała zresztą się tak uszkodzić podczas jakiegoś szkolnego wyjścia, więc może byłoby ono związane z zajęciami pozalekcyjnymi? Lidka mogłaby być tego świadkiem, jakoś pomóc albo po prostu zainteresować się następnego dnia, ale nie wiem, późno jest, z myśleniem bywa ciężko.]
OdpowiedzUsuńAmelia Gawron
[Brzmi super — ojcowie dziewczyn mogą być dobrymi znajomymi, więc mogą spędzać razem coraz więcej czasu, to prawie tak, jakby Mela miała koleżankę. Brzmi super, biorę wszystko, pytanie jest tylko takie, gdzie i kiedy zaczynamy? Przed, po, w trakcie wycieczki, następnego dnia w szkole, dwa tygodnie później?]
OdpowiedzUsuńAmelia Gawron
[Proponuję coś takiego, że mogą znać się już jakiś czas i Lidka mogłaby być jedną z tych niewielu osób przed którymi otworzył się Kosma. Mogłaby też wiedzieć o tym, że chłopaka pociągają przedstawiciele jego płci. No i pewnego razu on ją zaprosiłby do siebie i zaczęliby jakąś rozmowę o życiu xD Przy jakichś ciastkach, muzyce i miauczącym wiecznie kocie xD]
OdpowiedzUsuń[Brzmi świetnie, zacznę jutro!]
OdpowiedzUsuńAmelia Gawron
[Ok. Mi to pasuje.]
OdpowiedzUsuńTego dnia dom moich rodziców zalała fala różnorodnych gości. A po cholerę ich tutaj tyle naszło? Jakbyśmy chociaż raz nie mogli spędzić normalnie popołudnia. Nie pamiętam już nawet kiedy takie spędziliśmy. Znudzonym wzrokiem obserwowałem tych wszystkich ludzi. I aż momentami mnie w środku ściskało. Do tego stopnia, że aż miałem ochotę porzygać się w toalecie. Te wszystkie zachwyty, "ach, pani Abramowicz, cóż za piękny dom!, ach panie Abramowicz, cóż za wykonanie! Jakież to piękne!". Sądzę, że to wszystko były istne kłamstwa i bzdury. Pewnie gdyby mogli to by moim rodzicom wsadzili noże w plecy przy najbliższej okazji i przekręcili jeszcze tak ze trzy razy dla wszelakiej pewności.
Prychnąłem niezbyt miło, kiedy matka znowu przedstawiała mnie jakieś nowej "przyjaciółce". Zabrałem się i poszedłem w jakieś ustronne miejsce, rozwiązując krawat zawiązany pod szyją, który gdyby mógł to by mnie pewnie udusił. Jeszcze odchodząc od kobiet słyszałem, jak moja rodzicielka przeprasza za mnie tą swoją nową znajomą.
Ojciec mnie tylko zmierzył nieprzyjemnie wzrokiem, kiedy nawet nie zatrzymałem się, aby przywitać się z jego jakimś tam nowym znajomym. Kątem oka zauważyłem nawet uroczą blondyneczkę, która przy nich stała. Może była w moim wieku. Ewentualnie o rok, może dwa młodsza ode mnie. Chyba też się nudziła.
Wyszedłem z pomieszczenia, znajdując sobie zaciszne miejsce we wnęce w ścianie na korytarzu. Było tam przyjemnie chłodno, cicho i żadnych ludzi, których towarzystwo jakoś mnie nie satysfakcjonowało.
[Zakochałam się w paczałkach tej pani *-*
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy! Zaczynając od końca - oczywiście chęci na wątek są jak najbardziej i pomysł też się zapewne znajdzie, jeśli się wysilę i trochę pomyślę.
Z tym jego spojrzeniem to w ogóle śmieszna sprawa. To nie tak, że zaraz by zabił wzrokiem, tylko ma takie z natury neutralne spojrzenie. Nic nie wyraża, bo ani smutek, ani radość, ani złość, ale ludziom z zewnątrz często wydaje się jakby zaraz miał im coś złego zrobić.
Jeśli się nie znają (zmieniłam mu wiek, bo się skapnęłam, że inaczej nie mógłby nie pójść na wybory - nie wiem czy to coś może potencjalnie zmienić...) to oczywiście ich poznamy. Zastanawiam się nad punktem zaczepienia. Oprócz tego, że są (teraz) z tego samego rocznika, to mają inne klasy i przeciwne profile, zajęcia dodatkowe też inne, a od historii to się Paweł wzbrania, bo twierdzi, że i tak jest przekłamana (przynajmniej ta której uczą w szkołach), więc co nam pozostaje...
szkolny korytarz nie zaprowadziłby nas w żadne miejsce, więc musiałoby to być coś co faktycznie by ich wręcz zmusiło do kontaktu.
Zakładam, że Lidia nie ma samochodu, ale jej ojciec mógłby... Może trafiłby do mechanika? Paweł zajmuje się formalnościami i coś mogłoby się nie zgadzać po stronie pana Tomasza. Paweł mu o tym mówi, ale ten karze mu to zignorować, ale chłopak jak na swoją ciężką osobowość jest uczciwy i widząc jego córkę czyli Lidkę sugeruje jej, żeby jej ojciec sprawdził czy wszystko się zgadza w rachunku. Rachunek sprawdzony i okazuje się, że Tomek chciał ich skasować trochę za dużo za jedną z części do wymiany, zależnie od charakteru jej ojca, może być, że albo grzecznie sobie to wyjaśnili o Tomek udał, że nie zauważył, albo może dojść do awantury. Właściwie mniejsza o to...
Już byśmy miały punkt zaczepienia dla naszych postaci. Później mogliby się spotkać jeszcze gdzieś i tutaj w mojej głowie zaczynają się schody, bo co to by mogło być takiego co by ich do kontaktu skłoniło? Zakładając, że punkt widzenia Lidki to ten obiektywny punkt widzenia to raczej nie widzę Pawła i jej braci jako kumpli, ale może...hm... zrobienie z nich '''wrogów'' też by w sumie wielce niczego nie zmieniło.
Jedyne co mi krąży tak teraz po głowie to to, że może Paweł mógłby trochę pomóc jej w tych problemach z matematyką. Wiadomo on by nie zaoferował pomocy, ale może ktoś by zasugerował Lidii, że Paweł jest dobry w matmie i potrafi pewne niezrozumiałe kwestie zrozumiale wytłumaczyć, tylko ciężko do niego dotrzeć (mentalnie), no ale skoro jest taki dobry to Lidia by jednak spróbowała? Nie wiem czy taki ma charakter... I mogłoby się skończyć tym, że całkiem często spotykaliby się na takie ''lekcje'' matematyki.
Oczywiście to byłby tylko wstęp do tego aby im trochę w życiu poprzestawiać ewentualnie (a przynajmniej Pawełkowi).
Wybacz za tego tasiemca, ale jak widać, ja się muszę powoli wdrażać w temat i pisać też to co nie zadziała, żeby pomóc sobie w myśleniu. Nadal czuję, że potrzeba mi wsparcia z tym pomysłem, bo znów nie będziemy przecież spędzać nie wiadomo ile czasu na matematyce (nie po to jesteśmy na tym blogu :D), więc krzycz co jest nie tak, albo napisz (też do mnie dotrze) co można by jeszcze zmienić, zmodyfikować, wyrzucić, a co zostawić.
P.S. nie martw się wybaczam Ci to podglądanie ;) (jest zdecydowanie lepsze niż nauka) ]
Paweł
Amelia nie pamiętała, co dokładnie się stało.
OdpowiedzUsuńW zeszły piątek dowiedziała się o wycieczce, przez weekend zorganizowała więc wszelkie potrzebne zgody i pieniądze, wszystko dostarczyła w terminie. Dopiero w środę dowiedziała się, do jakiego muzeum idzie, dlaczego, po co, na co i czy będzie to nieść za sobą jakiekolwiek faktyczne korzyści. Przykładała do tych wiadomości raczej małą wagę, bo i tak nie miała co robić; szła na szkolną wycieczkę, odpowiednio zaakcentowane brzmiał trochę lepiej niż będę siedzieć w domu i płakać w poduszkę. Niemal od samego rana była więc uśmiechnięta dość szeroko, czuła się lekko — włosy udało jej się jakoś uczesać, z szafy wyciągnęła najładniejszy ze wszystkich brzydkich swetrów, a kiedy mijała witrynę sklepową, z zadowoleniem podążała wzrokiem za swoim odbiciem. Została przydzielona do miłej dziewczyny, wystawa była ciekawa, nikt nie był denerwujący, nauczyciel zdawał się nie zwracać uwagi na to, że dłoń Amelii bardzo często znajdowała się niebezpiecznie blisko eksponatów. Ale stopa przestała mieścić się w bucie. Kostka zabolała niemiłosiernie, więc dziewczyna musiała usiąść; po zdjęciu skarpetki okazało się, że kontuzja wykracza poza zdolności opiekuna, więc zdecydowano się na podjęcie zdecydowanych kroków, chociaż, zdaniem samej zainteresowanej, sprawa nie była poważna.
Skończyło się na świstku zwalniającym z udziału w wychowaniu fizycznym, gipsie i kulach. Następnego dnia obudziła się z pustką w głowie i ciężarem u nogi; dobre pół godziny zajęło jej dojście do tego, że kostka jest tak samo skręcona, jak kilkanaście godzin temu. Nie poszła do szkoły, mama pozwoliła jej odpocząć — był piątek, więc nawet ona miała litość. Poinformowała jednak od razu, że po południu idą do kolegi ojca na obiad. No bo tak.
Amelia znalazłaby wiele kontrargumentów dla no bo tak, ale nauczyła się nie kłócić z rodzicami. Chciała odetchnąć, zaparzyć sobie herbaty i nadrobić serial; przez cały dzień zdążyła jednak tylko zmyć te trzy talerze, które od wieczora leżały w zlewie, i wymyślić kolejne powody do płaczu.
— A uśmiechniesz się chociaż? — rzuciła zaczepnie mama, kładąc jej dłoń na ramieniu.
Amelia wymusiła więc szeroki uśmiech, ale kobieta nie zdążyła się nawet oburzyć; drzwi otwarły się, dzień dobry, zostali zaproszeni do środka, a ojciec zabrał od niej płaszcz. Mama wskoczyła do salonu niczym z procy, zajmując się rozmową z gospodynią; Mela stała przez dłuższą chwilę przy tacie, czekając, aż odbierze od niej też szalik.
Amelia Gawron
[Podobno tak...Zrobimy na nich eksperyment :D
OdpowiedzUsuńO tak, tak, tak będzie dobrze - taki bieg wydarzeń. Może zaczniemy już od samego przybycia do domu Lidki? A poprzez przyprowadzenie, masz na myśli, że razem zabrali by się ze szkoły czy on by do niej przyszedł po prostu?
I na koniec decydujące pytanie, kto w takim razie zaczyna? ]
Paweł
[W takim razie nie ma problemu ja mogę zacząć, tylko sprawa jest taka, że czekam na telefon i jeśli go dostanę to mogę zniknąć na co najmniej godzinę (więc, żebyś nie czekała to w razie co na shoutcie powiem). Plus mi też może trochę to zająć, ale ciii :D
OdpowiedzUsuńTylko tak jeszcze orientacyjnie spytam na ile wyrazów się zapatrujemy? Bo ja człowiek elastyczny jestem i mogę 300, a mogę i 500 i wzwyż - to zależy głównie od drugiej osoby. ]
Paweł
[Hah toś my się dobrały :D
OdpowiedzUsuńOkej , możemy tak zrobić, chociaż ostrzegam, że początek na pewno wyjdzie więcej niż 300.]
Kolejne standardowe popołudnie. Stąpał po utartej ścieżce przechodząc z klasy do klasy i tylko sporadycznie zatrzymując się aby zerknąć na tablicę ogłoszeń. Ślepo się w nią wgapiał, tak... to idealne określenie. Nic z tego nie wynosząc rzecz jasna. Wtedy też znów ją spotkał. Jeśli tak dalej pójdzie zacznie zastanawiać się jeszcze nad karierą nauczyciela, chociaż nie był pewien czy potrafiłby patrzeć na te same puste twarze każdego dnia. Nauczać tego samego materiału rok w rok, pracując na coraz nowszych podręcznikach, które zawierały identyczne zadania co poprzednie wydanie. Dał sobie mentalnie w twarz na ocucenie i podążył dalej pamiętając tym razem aby znaleźć trochę czasu na pierwszą lekcję z Lidią. Po incydencie w warsztacie Tomek nie miał większego problemu z daniem mu wolnego. Musiał czuć się winny, a przecież Paweł mu mówił, ale to świat dorosłych, myślą, że takie dzieciaki nie mogą powiedzieć im niczego wartego zastosowania. Kłamstwo jak wiadomo miało krótkie nóżki i daleko tak wędrować nie mogło, to, że on podłożył jedną znaczącą kłodę na drodze oczywiście nie miało większego znaczenia.
OdpowiedzUsuńWięc wybrał się dzisiaj - we wtorek. Korzystając z posiadania numeru dziewczyny zdawkowo uprzedził ją, że będzie za 20 minut pod jej domem. Skłamał. Był po 15 minutach, bo chłód nie współgrał z jego preferencjami, nawet jeśli odzwierciedlał jego charakter. Wcisnął dłonie w kieszenie mając nikłą nadzieję, że dzięki temu chociaż trochę się rozgrzeją. Za nim jednak jego organizm zdążył zareagować na to wspomaganie był już przed jej domem. Omiótł go powierzchownie wzrokiem i przystąpił do drzwi, już się zamachnął nieco dłonią aby zapukać by po chwili wzrokiem pochwycić dzwonek. Skorzystał z niego cofając się o pół kroku do tyłu. Zmierzył framugę wzrokiem orientując się czy drzwi otwierają się do wewnątrz lub na zewnątrz, wbrew pozorom była to całkiem ważna informacja. Jedna całkiem energiczna dziewczyna przydzwoniła mu w nos gdy postanowiła zamaszyście otworzyć mu drzwi. To była ich pierwsza i ostatnia lekcja zarazem. Przyciskając do nosa waciki tłumaczył jej funkcje logarytmiczną i to jak a wpływa na krzywą nie mając zamiaru pozwolić jakiejś tam krwi decydować o tym co ma robić.
Czekał. Mimowolnie wyłączając się myślami z rzeczywistości, która go otaczała i zastanawiając się czy Pani Pietrzak, będzie jutro robić tą kartkówkę z angielskiego, czy tak jak zwykle da się przekonać klasie, że robili ją już tydzień temu. Nie odzywał się chociaż mógł. Nie zależało mu na tym. Angielski o dziwo nie sprawiał mu problemów jak Hiszpański, więc to czy kartkówka się odbędzie miał głęboko w poważaniu.
Paweł
[Życzę wielu wątków. Niestety, sama żadnego nie zaproponuję, bo totalnie nie mam pomysłu, ale jeśli Ty masz, to zapraszam. :3]
OdpowiedzUsuńAdka
Do wewnątrz. Drzwi całe szczęście otwierały się do wewnątrz. Bez problemu znalazł się w środku. - Cześć. - Odparł między jednym, a drugim chuchnięciem w swoje dłonie później dla rozgrzania pocierając je ze sobą. - Nie ma za co. - Stwierdził równie cicho. Zapewne nawet gdyby chodziło o hiszpański prędzej zająłby się odmianą ich czasowników przez osoby niżeli zostałby w tym samym pomieszczeniu co osoba mówiąca o polityce.
OdpowiedzUsuńTylko widząc jej braci pojawiających się za jej plecami skrzyżował ręce na torsie obserwując ich i to jak zmienia się ich wyraz twarzy kiedy odgrywają kim jest osoba która właśnie przyszła. Nie dał po sobie poznać, że przeszył go powiew satysfakcji. Wiedział, że niewiele będą mogli zrobić w tej kwestii, więc w zamian zmuszeni będą mieć świadomość, że to właśnie Paweł jest w ich domu, chociaż mogło paść na kilka innych osób radzących sobie bezproblemowo z matematyką. To mógł być nawet jeden z nich, ale padło na niego. Słyszał, że jeden z braci radzi sobie z matematyką, więc jeśli z tego nie skorzystała założył, że nie dogadują się najlepiej. Poza tym nie trudno było to zobaczyć po jej następnych słowach i dłoni zaciśniętych w pięści.
Kiedy już ulokował swoje spojrzenie w dziewczynie, przenosząc je z Janka, podążył za nią korzystając z rady. Ignorowanie ich zawsze było dobrym rozwiązaniem, a on nie miał zamiaru zaczynać żadnych sporów pod ich własnym dachem w obecności ‘uczennicy’. Wbrew pozorom był całkiem dojrzały na swój wiek i wiedział kiedy można sobie na coś pozwolić i kiedy nie. Więc nawet jeśli miał ochotę to powiedzieć im prosto w twarz ‘z największą przyjemnością’ będzie ich ignorować powstrzymał się nie chcąc dziewczynie robić dodatkowych problemów, pomijając już nawet fakt, że jego obecność i tak utrudni jej trochę relacje z braćmi. Nigdy nie słyszał o ich siostrze, właściwie to dziewczyna może nie koniecznie była ich siostrą, mogła też być kuzynką...Może gdyby słuchał uważniej tego co ludzie gadają na przerwach wiedziałby lepiej jak wygląda sytuacja i może by ją uprzedził, ale tego nie robił, więc zmuszeni byli radzić sobie z tym czym mieli.
Paweł
[popsuć? Coś ty! Jest idealnie :) ]
Usuń[E tam, według mnie nie ma co narzekać na kartę, bo według mnie jest bardzo przyjemna w odbiorze. Szkoda mi Lidki, bo wydaje się być świetną dziewczyną. :< Życzę dobrej zabawy razem z nami i samych ciekawych wątków!]
OdpowiedzUsuńAleksandra Zakrzewska
[A ja?]
OdpowiedzUsuń