Aktualności

Po liście obecności zostało nas bardzo niewielu. Nie zamierzam zamykać bloga, jeśli chcecie, kontynuujcie wątki. Krakowskie Liceum przechodzi poważny zastój; stało się to dość szybko, nie ma chyba więc sensu rozpaczliwie reanimować bloga.


Dziękuję wszystkim, którzy dotąd z nami wytrwali! :)

wtorek, 10 listopada 2015

Non est beatus, esse se qui non putat



Syriusz Dracki

Dwudziestopięcioletni nauczyciel w-fu, świeżo po ukończeniu Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. 

W trakcie studiów magisterskich pracował jako nauczyciel kultury fizycznej w międzynarodowej szkole podstawowej. Była to jednak jedynie praca tymczasowa – zastępował nauczycielkę, która wzięła urlop ze względu na zagrożoną ciążę. Kiedy jednak szczęśliwie się obronił, zaczął szukać etatu w szkole średniej. Chciał pracować ze starszą młodzieżą, osobami niewiele od niego młodszymi, ponieważ miał nadzieję, że wykażą większy entuzjazm i zrozumienie dla przedmiotu niż dzieciaki z podstawówki, których trzeba było przekonać, że ruch nie jest zabójczy dla zdrowia. Szybko przekonał się, że znalezienie pełnoetatowej pracy nie jest wcale łatwe. Już tracił nadzieję, kiedy dostał odpowiedź kadrowej z jednej z krakowskich szkół, że zwolniło się miejsce w gronie pedagogicznym i jest zaproszony na rozmowę. Oczywiście praca trzy godziny drogi pociągiem od domu nie był spełnieniem jego marzeń, ale w jego sytuacji stanowiła prawdziwe wybawienie. Nie zastanawiał się długo. Pojechał, dostał nie tylko etat, ale i pokój do życia. Choć wiązało się to z mniejszą wypłatą, to i tak stanowiło lepsze rozwiązanie od szukania lokum na własną rękę. 

W ten sposób Syriusz wylądował w Krakowie – mieście, którego nie znał i nie rozumiał. Czuł, że szybko do niego nie przywyknie. Nie miał problemów z przystosowywaniem się do nowych warunków, ale, pomimo licznych wyjazdów i doświadczeń, lubił swoje rodzinne miasto i nigdy nie planował się z niego wyprowadzać. Inna spawa, że nikogo tu nie znał. To jednak dało się szybko nadrobić – w pierwszej kolejności sprawdził wszystkie obiekty sportowe w okolicy internatu, obejrzał wyposażenie szkoły. Wierzył, że sport łączy ludzi i dzięki niemu szybko się odnajdzie w nowym środowisku. 

Inną kwestią była sama szkoła, której funkcjonowanie dopiero poznawał. Próbował zapamiętać listy imion i nazwisk, skojarzyć je z twarzami. Dogadać się z nauczycielami i nie podpaść dyrekcji... Czasami sam czuł się jak uczniak. A przecież naprawdę chciał pracować  z młodzieżą... 

Poza tym Syriusz był człowiekiem entuzjastycznym, pogodnym i przyjacielskim. Wiele wymagał od siebie i oczekiwał tego samego od innych. Największymi ofiarami takiej postawy byli jego uczniowie, których próbował traktować jak równoprawnych uczestników dialogu... Żądał od nich pracowitości, prawdomówności i odpowiedzialności – niby niewiele, a jednak zbyt dużo w mniemaniu niektórych jednostek. Może dlatego nie wszyscy go lubią? 

[Cześć!
Karta będzie się jeszcze rozwijać, poprawiać i na bieżąco tworzyć. Jak coś jest źle - krzyczcie. Wizerunek: Alessio Pozzi.
Zapraszam do Syriusza! : ) Nie gryziemy : D]

25 komentarzy:

  1. [Ja już widzę wątek z moim Kosmą ;D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [O... Młody idealista! Nie będzie miał łatwo z Aleksym. :D
    Witam i życzę miłej zabawy. I zapraszam na wątek. :)]

    Aleksy

    OdpowiedzUsuń
  3. [Lekcja chyba będzie najlepsza. Generalnie Aleksy ie wydaje mi się być szczególnie pozytywnie nastawiony do wfu, więc możemy zacząć od jakiejś pogadanki na temat braku stroju, albo tego, że Adamiecki rozwala Syriuszowi lekcje. :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Ja też uwielbiam siatkówke.
    Hm... Może Syriusz zauważył by niezdarność Karoliny na jednym z treningów drużyny. Np. Jej by sie ciągle coś nieudawało, koleżankom by sie to nie podobało i ciągle jej to wytykały. Syriusz wziąłby ją na strone po treningu i zaczął o to wypytywać, a z tej rozmowy wyszłoby, że ona po prostu nie zna zasad, bo nie było jej na kilku lekcjach. Nauczyciel mógłby zacząć ją troche podszkalać w czasie wolnym, a po jakimś czasie zaczęli by sie lepiej rozumieć i z relacji uczeń - nauczyciel przeszli by na znajoma - znajomy, oczywiście z zachowaniem dystansu.
    Nie wiem, tak na szybko wymyślałam, zmieniaj co chcesz, albo wogóle nie przyjmij pomysłu.
    Ps. Fajna postać ^^ Czytałam jego karte jeszcze przed dodaniem mojej i od razu go polubiłam. ]
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  5. [Pomysł na wątek mam taki: standardowo lekcja w-fu. Dla Kosmy zbliża się wyjątkowy mecz w drużynie. Ma zagrać w pierwszym wyjściowym składzie. Niestety na w-fie tak go ktoś sfauluje, że będzie musiał zejść z boiska. Po kilku minutach kostka zacznie mu puchnąć i Syriusz uzna, że muszą iść do pielęgniarki, na co Kosmo będzie niechętny i będzie próbował tego uniknąć za wszelką cenę.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Znaj me dobre serce xD]

    Lekcje wychowania fizycznego były moimi ulubionymi zajęciami w tej szkole. Ogólnie to był chyba jedyny mój powód pojawiania się w tym przybytku. No cóż, w końcu każdy powód był dobry, czyż nie?
    Aktualnie dzieliła mnie dokładnie dziesięciominutowa przerwa od czterdziestu pięciu minut przyjemności. W szatni szybko się przebrałem w strój i byłem już gotów. No, moi koledzy jakoś nie podzielali mojego entuzjazmu. Ale oni zawsze jacyś tacy dziwni byli. Momentami to aż ich nie rozumiałem. No, a oni nie rozumieli mnie. No cóż, tak czasami bywa.
    Kiedy zadzwonił dzwonek to aż poderwałem się z miejsca. Kilkoro chłopaków aż się popukało w głowę na moją reakcję. Ale ja miałem to głęboko w poważaniu.
    Nauczyciel powiedział, że będziemy grali w nożną. No, jak dla mnie to bomba. Chłopaki też chyba się ucieszyli. Wszak wszyscy mieliśmy już dosyć ping ponga.
    Zrobiliśmy szybko rozgrzewkę i podzieliliśmy się na drużyny i przystąpiliśmy do gry. Musiałem przyznać, że dosyć dziwnie się czułem, kiedy w kluczowych sytuacjach nikt nie podawał mi piłki. W szczególności, kiedy przy jej posiadaniu był Marek. Jeżeli miałbym porównać nasze "relacje" na boisku to określiłbym to relacja "Lewandowski- Robben". Ten drugi chyba nigdy mu nie podał gały w kluczowej sytuacji. Bardzo mnie to wkurzało.
    Ale kiedy miałem już tą wymarzoną akcję to stało się coś co przyprawiło mnie o dreszcze. Ktoś mnie dosyć mocno sfalował. Zacisnąłem zęby i postanowiłem grać dalej. Podniosłem się i moja kostka odmówiła mi posłuszeństwa. No na litość boską! Nie dzisiaj! NIe przed sobotnim meczem w lidze. No litości...
    "Poboli, poboli i przestanie." - Pomyślałem i przystąpiłem ponownie do gry. Po upływie mniej niż pięć minut znowu mnie ten cham niemyty sfaulował. Znowu oberwała ta sama kostka.
    - Oj no Kosma nie udawaj, że cię boli. - Usłyszałem śmiech chłopaków. Wstałem z ziemi i znowu miałem zamiar grać. Taki motłoch jak Marek nie będzie się ze mnie śmiał.

    Kosma

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie pałał szczególną miłością do lekcji wychowania fizycznego. Nieszczególnie lubił biegać, ganianie za piłką też go nie rajcowało i nie sprawiało mu tyle przyjemności co innym kolegom. Właściwie jedyną rzeczą, którą lubił, były skoki przez skrzynię gimnastyczną, przynajmniej do czasu, gdy przeleciał przez nią i prawie rozbił sobie głowę o parkiet. Jednak kiedyś przynajmniej się stara. Ćwiczył regularnie, zawsze miał strój, nie uciekał z lekcji. Teraz było inaczej. Niechęć do całego wszechświata wzięła nad nim górę i przejęła władanie nad jego umysłem, co objawiało się również tym, że kompletnie zaczął olewać swoje obowiązki, szczególnie te szkolne, a już zupełnie wypiął się na wf. Nawet, jeśli od czasu do czasu zdarzyło mu się wziąć ze sobą strój, to albo mówił, że źle się czuje, albo swoją pasywną i niechętną postawą do ćwiczeń utrudniał prowadzenie zajęć. Wmówił sobie, że niewiele starszego od siebie wuefisty słuchać nie będzie i trzymał się tego jak zbawiennej poręczy.
    Kolejny wf i kolejny zgłoszony brak stroju. Aleksy zamierzał wykorzystać bieżącą lekcję na doczytanie do końca książki, którą aktualnie był zajęty. Po sprawdzeniu obecności chciał po prostu siąść na ławce w kącie sali i nie zwracać na siebie uwagi przez kolejnych czterdzieści pięć minut, ale nie udało mu się to. Zamiast tego został wezwany na dywanik, co zdecydowanie mu się nie podobało. Nieszczególnie chciał rozmawiać z nauczycielem, ale przecież nie mógł udawać, że go nie słyszy.
    – Dlaczego nie chcę ćwiczyć? – powtórzył to pytanie, marszcząc brwi. Zastanawiał się nad brutalną szczerością, okraszoną nieprawdopodobną ilością przekleństw, trochę łagodniejszą wersją albo gadaniem mądrze brzmiących głupot. – Nie lubię, nie chce mi się, jestem za leniwy, uważam, że wymaganie od uczniów, by biegali w kółko jak konie wbrew własnej woli jest ogłupiając. To mało? – spytał. Był w stanie wymienić pewnie i dziesięć kolejnych powodów.

    Aleksy

    OdpowiedzUsuń
  8. – W kółko, od ściany do ściany... Wszystko sprowadza się do biegania. Nie widzę nic fascynującego w poruszaniu się szybciej, niż to konieczne. Tak samo w oglądaniu bandy spoconych facetów ganiających za piłką, jakby od tego zależało ich życie, a tym bardziej w bawieniu się w nich – stwierdził. Zwyczajnie go to nie kręciło, nawet jak był trochę bardziej entuzjastycznie nastawiony do świata.
    – Mój rozwój psychiczny ma się dobrze, fizyczny też nie najgorzej. A ćwicząc łatwiej o kontuzję, niż kiedy ogranicza się pajacowanie – stwierdził, wzruszając ramionami. W ani jednym z tych stwierdzeń nie było zbyt wiele prawdy; jego psychika była w stanie godnym pożałowania, a ilości wypalanych papierosów skutecznie rujnowały mu organizm. – Podejmuję rękawicę, przeczytam wszystko. Nie ma nudnych książek, jest tylko niewłaściwe nastawienie – stwierdził, wykrzywiając usta w czymś w rodzaju uśmiechu, choć bardziej przypominało to grymas bólu. Aleks nie uśmiechał się od tak dawna, że ledwo pamiętał, jak to się robi. – I nie wybieram się na studia, więc to czy zaliczę ten rok, czy nie naprawdę nie robi mi różnicy – dodał. Oceny z wychowania fizycznego naprawdę nie odgrywały w jego zdaniu czy niezdaniu roli większej, niż inne.
    – Strategia, której nie przełożymy na życie realne – zauważył. – Wie pan, taki na przykład "Bór" Komorowski... Ba, że sportowiec, nawet olimpijczyk, a jak przyszło co do czego to na wybuch powstania warszawskiego pozwolił – zauważył. Liche były szanse na zmianę sposobu myślenia u Aleksego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla Karoliny dzień dzisiejszy był bardzo ważny, ponieważ właśnie dzisiaj miały sie odbyć pierwsze zajęcia drużyny siatkówki. Niestety, jej uciecha zgasła z pierwszymi minutami meczu, ponieważ, mimo jej starań, inne dziewczęta stale wytykały jej kolejne błędy.
    Próbowała grać jak najlepiej i odbijać jak najwięcej piłek, co nawet nie szło jej tak źle, ale sędzia i tak gwizdał, ilekroć wybiegła poza białą linie. Chciała przecież tylko zapobiec uderzeniu piłki w podłoge!
    Po treningu dziewczyny od razu uciekly do szatni zostawiając ją samą z układaniem piłek.
    Gdy usłyszała głos wuefisty odwróciła sie gwałtownie, przygotowana na bure od nauczyciela.
    - Dobrze... - Mruknęła smutno i przytaknęła, odkładając ostatnią piłkę i zgrabnie wymijając mężczyzne.
    ***
    Tak, jak rozkazał jej pan Dracki kierowała sie w strone pomieszczenia w którym się znajdował. Zapukała do drzwi spuszczając głowe, niczym skazaniec prowadzony na ścięcie.
    Koleżanki pewnie mówiły dobrze. Nie nadaje sie i tyle...
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  10. [Witam na blogu :> Zaprosiłabym do wątku, ale szczerze zawsze mam problem, by wymyślić coś dobrego w przypadku relacji nauczyciel-uczeń :<]

    Micka

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zawsze ;) Jakieś pomysły, plany, marzenia?]

    Abram

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałem co się może stać z moją nogą. Ale wizja nie zagrania w sobotę był dla mnie wręcz nie do przyjęcia. Jeżeli teraz bym się przyznał, że bardzo mocno mnie to boli z pewnością nauczyciel wysłałby do pielęgniarki. Ta pewnie by odesłała do szpitala. A w szpitalu na milion pięćset sto dziewięćset procent zagipsowaliby mnie. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie po to wylewałem siódme poty na treningach, abym teraz miał zaprzepaścić daną mi szansę. Nie ma mowy!
    Przez moment przypatrywałem się, jak tamten schodzi i niechętnie robi te pompki. A raczej jakieś wypierdki pompek, bo pompkami nie dało się tego nazwać. Jeżeli gostek się nie rozgrzał dobrze, to jutro może mieć problemy z poruszaniem się. W sumie to dobrze mu tak. Niech ma za swoje!
    Znowu zacisnąłem zęby, mając zamiar grać dalej. Nie dam się tak łatwo. Jak zajdę do pokoju to zastosuję jakieś maści i wszystko powinno wrócić do normy. Przecież nie pierwszy raz się miało kontuzję. No tyle, że te poprzednie nie dotyczyły mojej kostki. Psia mać!
    - Dam radę grać dalej. - Odpowiedziałem nauczycielowi przez zęby. - To nic takiego. Poboli i przestanie. - Spojrzałem na mężczyznę. - Z resztą, jak boli to znaczy, że jeszcze żyję. - Zaśmiałem się nieco nerwowo pod nosem. Nie może mnie ściągnąć z boiska. Nie chciałem pokazać im, że coś mi jest. Uznaliby, że jestem słaby. A tego przecież za żadne skarby świata nie chciałem.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Pasuje mi to jak najbardziej ;) Zaczniesz?]

    Abram

    OdpowiedzUsuń
  14. - Dobrze, już dobrze. Siądę na tą ławkę. - Odpowiedziałem tak od niechcenia. Zerknąłem na nauczyciela uważnie. Analizowałem w głowie jego słowa. Miał rację, ale przecież ja mu tego nie przyznam. Nigdy tego nie robiłem. Usiadłem w końcu na tą ławkę. Może teraz da mi chociaż trochę spokoju. A jednak nie. Przeliczyłem się niestety. "Ściągnąć buta"... Może jeszcze frytki do tego? Byłem wściekły, co też było po mnie bardzo dobrze widać. No cóż, nigdy nie byłem zbyt dobry w ukrywaniu swoich emocji.
    Kiedy już ściągałem tego buta ból był tak ogromny, że z moich ust padła siarczysta wiązanka przekleństw w moim ojczystym języku.

    OdpowiedzUsuń
  15. Z jednej strony chciałem wiedzieć co jest z moją kostką. Czy to jest coś bardzo poważnego. Ale z drugiej strony to nie aż tak. Bo zawsze kiedy coś złego działo się z moim organizmem to zawsze było to coś poważnego. Chyba wolałbym nie wiedzieć.
    - Nie, nie mam żadnej alergii. - Stwierdziłem. Spojrzałem na chłopaków, którzy właśnie wracali do gry. Też bym z nimi pograł. Ale niestety przez jednego debila zostałem uziemiony na ławce. Szlag by to wszystko jasny trafił i krew nagła zalała.
    Musiałem przyznać, że zrobiło mi się przyjemnie, kiedy nauczyciel wcierał w moją stopę maść. Aż mi się jakoś tak głupio zrobiło. Przecież to był mój nauczyciel. Nie powinienem tak myśleć. Poczułem, że robię się bardziej czerwony niż byłem. Wtedy ze złości, a teraz ze wstydu.
    - Boli... - Jęknąłem cicho, gdy ten mocniej ścisnął kostkę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przytakiwalem głową na jego słowa. Z moich ust co jakiś czas wydawal sie odgłos "yhym". Przecież jakbym poszedł do naszego klubowego lekarza to ten od razu poinformowalby trenera o stanie mojej nogi. A tamten pewnie by mnie nie wypuścił na boisko. Ba, nie wiem czym bym nawet na ławce rezerwowych usiadł. Tak bardzo się staralem na ten moment... Aby wyjść od pierwszej minuty. Tyle treningów i poświęceń... Nie mogło pójść się walic w krzaki.
    Zajde do pokoju po lekcjach to sobie zrobię jakiś kompres na kostke i w weekend będę mógł zagrać. Przecież nie bedzie mi przez tyle dni boleć i puchnac...
    - Dobrze, pójdę. - Sklamalem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Już dla świętego spokoju chyba zaczynalem rozważać rady nauczyciela. W sumie mial rację, ale teraz to tak głupio mi było to przyznać. Ja przyznajacy komuś rację... No tego to jeszcze nie grali.
    Przez chwilę myslalem nad odpowiedzią na zadane przez Drackiego pytanie. Nic mi nie przychodziło do glowy.
    - Trudno mi to powiedzieć... - Stwierdzilem przerywajac ciszę między nami. - Sądzę, że raczej chodzi o to, że większość z nich ma bzdurne wyobrazenia o Rosjanach. Sporo z nich patrzy na mnie przez pryzmat polityki sprawowanrj przez mojego prezydenta. - Prychnalem cicho pod nosem. - Wydaje mi się też, że oni mi troche zazdroszczą. - Wzruszylem lekko ramionami. - No i bariery językowe. Dosyć często nie rozumiem co do mnie mówią. Ale sądząc po ich stosunku do mnie to chyba wolę nie wiedziec. - Tak. Nadal mialem problemy z nauka polskiego. Tak. Nadal mówiłem bardzo lamanym polskim. - Byleby tylko dotrwac do maja. - Stwierdzilem. Niestety nie umialem kłamać i chyba dlatego mu to powiedzialem. A może dlatego że zbyt długo to trzymalem w sobie?

    OdpowiedzUsuń
  18. – Niby tak, ale wie pan, że trudno jest dopilnować wszystkich uczniów naraz. Staram się oszczędzić panu kłopotów ze swoją osobą – stwierdził. Fakt faktem, Aleks był pechowy. Przeleciał przez skrzynię gimnastyczną, złamał sobie nos piłką do siatkówki, skręcił kostkę biegnąc po prostej bieżni... Człowiek-przypadek, jak to mówią.
    – Nie sądzę, by odwaga miała tu duże znaczenie. W jeździectwie nie chodzi o odwagę, a wręcz przeciwnie, o rozwagę – stwierdził. Nie zamierzał tłumaczyć, skąd wie takie rzeczy; miał nadzieję, że nauczyciel o to nie spyta.
    Spojrzał na książkę, notując w pamięci polecenie nauczyciela. Normalnie by to olał, ale traktował to zadanie jako swego rodzaju wyzwanie. – Na jutro czy na przyszły tydzień? – spytał. Książki wręcz pochłaniał, przeczytanie i napisanie kilku zdań na następny dzień wydało mu się nad wyraz łatwe. Choć nie sądził, by miało to w nim wzbudzić chęć to ćwiczeń czy chociaż zainteresować sportową teorią.
    – Nie wiem... Jak dożyję matury, to będę się zastanawiał, co dalej. Może strzelę sobie w głowę, dokonam zamachu na prezydenta albo coś w tym stylu? – wzruszył ramionami. Jego plany na przyszłość legły w gruzach parę lat temu. Zostało zniechęcenie do życia, z którym Aleksy sobie zwyczajnie nie radził.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Dlatego chcę tylko zdać maturę, aby matka z ojcem się nie czepiali... Rozejde się z klasą starajac się zrobić to jak najbardziej pokojowo. Wezmę swoją druga, tą lepszą moja polowke i wrócę do Sankt Petersburga. Do domu. - Rozmarzylem się, usmiechajac szeroko. - Myślę, że w Zenicie chętnie mnie jeszcze raz przyjmą. - Stwierdzilem. - Tam będę wcinal bliny i pił rosół... Myślę że to jest plan calkiem dobry. Tylko niech pan nie mówi nic mojej mamie, bo znowu bedzie histeryzowac. - Rzeklem z lekkim rozbawieniem w głosie.

    OdpowiedzUsuń
  20. – Och cała przyjemność po mojej stronie – skinął głową. Aleksy nie miał autorytetów i nie szanował ludzi, Bo i sam szczególnie mocno szanowany nie był. Niby sam sobie na to zapracował, ale uważał, że to go w jakiś sposób usprawiedliwia.
    – Tylko trochę – wzruszył ramionami. Tyle mógł powiedzieć, dużo więcej zdradzać nie zamierzał. – Konie wyczuwają przede wszystkim dwie rzeczy: niedoświadczonego i zbyt pewnego siebie jeźdźca. Nie można bać się swojego zwierzęcia, ale nie można też być zbyt pewnym swoich umiejętności i trzeba pamiętać, że koń to zwierzę, któremu coś może strzelić do głowy. Ważne jest zaufanie i to obustronne, ale nie można pomijać elementu kontroli – wyjaśnił. – Oczywiście, że nie zawsze jest łatwo, ale dużo zależy też od konia. Są takie czołgi, które wlezą wszędzie, a są i takie, które spłoszą się liścia.
    – Nie mam myśli samobójczych, gdybym miał, to po prostu bym się zabił – mruknął. – Psychologa też nie potrzebuję, nie potrzebuję zainteresowania, tylko świętego spokoju – dodał. – Nie chcę mieć marzeń. Są złudne, plany też, nigdy nie wychodzą. Nie potrzebuję rozczarowań.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Mama i tata nie chcą słyszeć o powrocie do Sankt Petersburga. Nie wiem tylko dlaczego. - Stwierdziłem, wzruszając lekko ramionami. - Nie uwłaczając waszym klubom, ale sądzę, że w Zenicie bardziej bym się rozwinął. Miałbym większe szanse na to, abym grał w podstawowym składzie. - Powiedziałem. - Wie pan, nie chodzi o to, że jestem leniwy czy coś... Ale tutaj są takie "pewniaki", że nawet na wejście z ławki na boisko w trakcie meczu jest trudno. - Zaśmiałem się cicho, widząc jak Dracki zaczyna posyłać reprymendy innym uczniom. Dobrze im tak. Niech się nie obijają.

    OdpowiedzUsuń
  22. Powiodłem wzrokiem za wychodzącymi do szatni chłopakami. Sam już też miałem ochotę pójść za nimi, ale... No cóż, kostka mi na to nie pozwoliła. Dokładniej to w momencie, kiedy wydawało mi się, że wszystko jest już z nią w miarę dobrze i stanąłem na nogi. Borze zielony, grzmiący i szumiący aż mi się słodko w ustach zrobiło. Po prostu zapomniałem o tym i zbyt boleśnie sobie o tym przypomniałem. Szlag by to wszystko trafił i krew nagła zalała.
    Ponownie usiadłem na ławkę i nieco poprawiłem opatrunek, który wcześniej założył mi Dracki. No, teraz to byle powoli dojść do szatni i wziąć swoje rzeczy i wrócić bezpiecznie do pokoju. Bez jakichś większych przygód. O ile byłem w stanie tego dokonać.
    - Jeszcze boli, ale wrócę do siebie wezmę Alma... Alka... Altacośtam co pan mówił i będzie git malina. - Wyszczerzyłem się. Musiało być. Przecież w sobotę miałem zagrać mecz.

    OdpowiedzUsuń
  23. Uniosłem głowę, spoglądając na niego, po czym kiwnąłem, tym samym przytakując i dając mu odpowiedź na zadane wcześniej przez nauczyciela pytanie.
    - Tak, tak... Ostatnia lekcja. - Dodałem po krótkiej chwili, po czym przeniosłem wzrok na swoją kostkę. Jak tak dalej będzie bolała to dalibóg święty nie dam rady zagrać. I tyle starań szlag jasny trafi!
    "Już ja mu się odwdzięczę za to co zrobił mi z kostką..." - Przemknęło mi przez myśl. W głowie już zacząłem układać iście diabelski plan zemsty na moim klasowym "koledze". Ładni mi i koledzy, psai mać!
    - Raczej powinienem dojść tam sam. - Stwierdziłem nie wyrażając w swoim głosie żadnych emocji. O dziwo, bo na usta cisnęło mi się chyba z milion niecenzuralnych słów na to co się stało. - Raczej nikt z tutejszych "znajomych"... - Zrobiłem palcami cudzysłów. - ... Nie będzie chciał mnie odprowadzić. Może to i lepiej... - Zacząłem zastanawiać się nad tym faktem. - Mogę skorzystać z pana pomocy. - Uśmiechnąłem się lekko.
    Zaraz jednak przypomniałem sobie coś bardzo istotnego. Przez moment nawet chyba zrobiłem się bielszy niż ściana.
    - Mam tylko prośbę. - Spojrzałem na belfra. - U mnie w pokoju jest Piszczek. - Zaraz jednak przypomniałem sobie, że Dracki raczej nie wie kto to jest "Piszczek". - Znaczy się kot. Taki mały. - Wyjaśniłem mu.

    OdpowiedzUsuń
  24. - No, chodzi właśnie o to, że Piszczek to mój kot. Mieszka razem ze mną w pokoju. - Zacząłem go naprowadzać na temat. Nie byłem pewien na ile wie o zasadach panujących w internacie. Z tego co rozumiałem to chyba nie za wiele. No, ale wolałem go uprzedzić w razie gdyby coś tam. - No, a w pokojach w internacie nie można mieć żadnych zwierząt. Ale mój Piszczek jest spokojny. Nic złego nie robi, więc... Więc nie zasługuje na to, aby ktoś go wyrzucił na bruk. - Spojrzałem na nauczyciela. Kiedyś byłem świadkiem jak u jednej dziewczyny odkryli, że przechowuje zwierzaka. Kazali jej go od razu gdzieś się pozbyć. Koniec końców dziewczyna się wyprowadziła z internatu, bo nie miała co zrobić z biednym, małym yorkiem. - Tak, lepiej poczekać. Ci ludzie są dziwni. Od razu ulepiliby z tego jakąś plotkę czy coś. - Prychnąłem cicho pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  25. - W sumie racja. - Zaśmiałem się serdecznie. - Jest taki mały, że trudno go zauważyć. - No, warto też wspomnieć, że mój kot był mistrzem kamuflażu. W szczególności wtedy, kiedy leżał na moim łaciatym, szaro- białym kocu.
    Wzrokiem odprowadziłem odchodzącego nauczyciela. Postanowiłem skorzystać trochę z wolnego czasu i sprawdziłem na telefonie co nowego dzieje się na świecie. Bo ostatnio to się działo. Nawet za dużo i za szybko. Zwariować można przez to było.
    Razem z pomocą nauczyciela doszedłem do szatni, gdzie mogłem się przebrać. Długo mi to nie zajęło. Ot tyle co zmienić spodnie, schować bluzę do plecaka i zarzucić kurtkę, którą przyniosłem sobie do szatni na przerwie przed lekcją. Co jak co, ale nie lubiłem tłoczyć się pod szatnią wraz z innymi uczniami.
    - Możemy już iść. - Stiwerdziłem.

    OdpowiedzUsuń