Aktualności

Po liście obecności zostało nas bardzo niewielu. Nie zamierzam zamykać bloga, jeśli chcecie, kontynuujcie wątki. Krakowskie Liceum przechodzi poważny zastój; stało się to dość szybko, nie ma chyba więc sensu rozpaczliwie reanimować bloga.


Dziękuję wszystkim, którzy dotąd z nami wytrwali! :)

sobota, 31 października 2015

To wszystko było, minęło, zostało tylko wspomnienie

Michalina Kotlarska

 ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶  Trzydziestodwuletnia nauczycielka matematyki  ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶

Trzydzieści dwa lata niespełnionych ambicji i niskiej samooceny. Od niespełna dwóch lat nauczycielka matematyki w liceum. O wcześniejszych latach lepiej nie wspominać. Z bliżej nieokreślonego powodu nazywana przez niektórych uczniów meduzą. Logarytmy już dawno zdążyły ją rozczarować, nie wspominając o równaniu Vieta czy najprostszym pod słońcem twierdzeniem Pitagorasa. Już dawno pogodziła się z wielką kreatywnością swoich uczniów, przejawiającą się głównie na wszelakiego rodzaju testach wiedzy. Sam fakt, że niektórzy z jej podopiecznych zamiast liczyć deltę wolą rozpisać proste równanie kwadratowe na trzy strony, zawsze potrafił ją rozśmieszyć, ale jednocześnie mocno zdemotywować. Oczywiście chęci większość zazwyczaj zostają docenione poprzez krótką adnotację w dzienniku bądź dwie linie razem tworzące ocenę niedostateczną. Perspektywa nocy spędzonej nad pracami uczniów z czasem z przykrego obowiązku zmieniła się w niezłą rozrywkę tak samo jak wywiadówki, na których często musiała się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem. Widok min rodziców przeświadczonych o doskonałości swojego dziecka, gdy podawała im kartkę z ocenami, był dla niej nagrodą większą niż premia świąteczna. Złożony charakter ukształtowany przez twarde wychowanie oraz nieco zagmatwany system wartości wykształcony w burzliwych latach jej młodości dla większości ludzi jest ciężko strawny, choć oczywiście istnieją pewne indywidua, którym przestał przeszkadzać. Brak życia towarzyskiego stara sobie zrekompensować dodatkową pracą w każdy wtorek, środę i piątek, oraz wieczorami z siedmioletnią bratanicą. Tylko nieliczni wiedzą, że codziennie rano wybiega ze swojego mieszkania, znajdującego się na obrzeżach miasta, by poprzez godzinny bieg zużyć nadmiar energii z poprzedniego  dnia.

 ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶  Koligacje  ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶  Historia  ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶

̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶̶ ̶ ̶ ̶
Karty nigdy nie były moją dobra stroną. Brak litery „p” na klawiaturze staram się zastąpić kombinacją ctrl+v, jednak zdarza mi się o tym zapomnieć. Buźka Natalie Portman, cytat z piosenki „Emeryt”. Wątki, długie średnie, przyjmę wszystko co wybiega za ramy schematów. Coś za coś, ja wymyślam, ty zaczynasz i na odwrót, wyjątki w nielicznych sytuacjach. Kartę będę uzupełniać już niebawem.

PIERWSZA LISTA OBECNOŚCI


Na listę proszę wpisywać się zalogowanym. Można podać klasę/zajęcie, a także wizerunek, zajęcia dodatkowe itp., jeśli wcześniej nie zostały one wpisane w odpowiedniej zakładce.


Czas trwania: 

od    31.10.2015,    godz. 16:30
do        5.11.2015,    godz. 16:30

I can't think of anyone I'd rather be in a dysfunctional relationship with...


Anna Kruk

Chirurdzy są nieczuli i obojętni, szkolne pielęgniarki sympatyczne i zatroskane, a pani Kruk czule bagatelizuje potrzeby wychowanków na rzecz większego dobra (czyt. własnego spokoju) Bywa zirytowana (bo kto przechodzi z ratowania życia do ratowania nastolatków przed bieganiem na stadionie?) ale i tak czasami się ugnie i wypisze zwolnienie, bo ma w sobie w gruncie rzeczy dużo empatii. Lubi rozmawiać, lubi słuchać plotek, lubi udawać, że nie wie o co chodzi. I lubi nie mówić o swoich uczuciach, ale słuchać o Twoich.
Bycie delikatnym to żadna wada, no chyba że jesteś neurochirurgiem, wtedy, okej, to może być problem. Bo jednak jak każda porażka Cię jakoś dotyka, to nie za dobrze. Trzeba mieć twardą skórę, ot co. Wszelka "trauma" powinna być Ci obca. I nie powinnaś mieć problemu z powrotem do pracy po, powiedzmy, trudnym doświadczeniu. Ale spokojnie, jeśli masz to zawsze możesz zamienić skalpel na termometr i zostać szkolną pielęgniarką, luzik arbuzik.
Kochliwość, kolejna cecha na którą pani Kruk nie powinna sobie nigdy pozwolić. Bo jak się ma syna to powinno się postępować odpowiedzialnie i dziecka nie mieszać w swoje sercowe sprawy, co by nie oglądało zbyt wielu różnych facetów w krótkim odstępie czasowym, ot co. To akurat nie wyszło jak trzeba, nie da się ukryć. Aczkolwiek, przyznać musimy, że Ania miłość okazywała nie tylko obiektom zainteresowania, ale także dziecku i to bez przerwy! Bo jeśli jest na tym świecie jakiś mężczyzna idealny to się nazywa Karol Krzeszowski, oczko w głowie pani Kruk...
Pewna niezależna kobieta trzy lata temu dostała pracę w Krakowie i stała się trochę bardziej zależna, a nieco później poznała pana Kruka i postanowiła przestawić się na jeszcze większą zależność. Rutyna wydawała się ciekawa, bo nieznana. Zadziwiające są mechanizmy ludzkiego myślenia.
Jak wszystko Ci się samo przytrafia, to się budzisz w dziwnym związku, w sytuacji, której nie rozumiesz, w miejscu, którego nie lubisz. Ale hej, lubisz kontakty interpersonalne i lubisz przekraczać bariery, bo wkurza Cię to całe uczeń-pan nauczyciel i chętnie będziesz obgadywać swojego męża z jego uczniami - Ciebie też przecież irytuje, że sam układa sprawdziany.
Pielęgniarka | 38 lat

.

29 lat □ 12.03.1986 □ Olsztyn
 nauczycielka języka niemieckiego □ wychowawczyni 1C 
Pod prysznicem śpiewa piosenki die Ärzte, za najbardziej obezwładniające uczucie na świecie uważa obrysowywanie opuszkami palców twardych klawiszy fortepianu, na drugie śniadanie je precle, uczniów wita radosnym okrzykiem: "Guten Morgen, meine Süßen!", w tramwaju czyta niemieckie romansidła, a wieczorami ogląda mecze Bundesligi, popijając Oettinger'a przywiezionego prosto zza zachodniej granicy. Germanistka z prawdziwego zdarzenia; pięć lat temu ukończyła studia magisterskie na Uniwersytecie Jagiellońskim, od czterech lat aktywnie zasila grono pedagogiczne  XX. Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie. Mimo trzydziestki na karku i narzekających na brak wnuków rodziców, wciąż jest samotna, ale nie szuka nikogo na siłę, nie ma kont na portalach randkowych i nie sprawiła sobie jeszcze kota, jak wypadałoby dobrze zapowiadającej się starej pannie. Mężczyznom jednak nie potrafi zaufać. Kiedy trzy lata temu okazało się, że jej niemiecki chłopak, to w rzeczywistości nie kto inny, jak szczęśliwy mąż Helgi i ojciec Gretchen oraz Fritza, niemal całkowicie zwątpiła w płeć brzydszą, przysięgając sobie w duchu, że już nigdy nie da się tak łatwo wpuścić w maliny. Mieszka z przyjaciółką. Nauczycielska pensja nie wystarcza na wynajmowanie własnego lokum, więc Julia chcąc czy nie chcąc musi znosić dziwactwa drugiej osoby i sprzątać cały bałagan, który ta wokół siebie robi. Plus jest taki, że to niewielka cena za posiadanie stałego towarzystwa. Przecież zawsze mogło być gorzej.
________________________________________________________________
 Dobry wieczór! Chyba troszeczkę wyszłam z wprawy przy pisaniu kart, ale mam nadzieje, że nie zraziłam nikogo do Julki. Jeśli nie zraziłam, to serdecznie zapraszam do wątków i powiązań! Bierzemy wszystko!

piątek, 30 października 2015

To, co wiesz o innych ludziach, jest zaledwie ułamkiem prawdy


Ponoć jesteś ideałem w oczach ludzi, którzy nie znają cię prywatnie; bez konfliktowy, inteligentny, rozsądny. Potrafisz przyznać się do błędu, zapytać gdy czegoś nie wiesz. Mimo czterdziestki na karku nie udajesz, że znasz życie najlepiej, ciągle się uczysz, codziennie ludzie czymś cię zaskakują, a ty ze zdawkowym uśmiechem przyjmujesz każde dziwne zachowanie. Nigdy nie wymagałeś wiele od otoczenia, nie liczyłeś, że świat będzie dla ciebie litościwy, gdy zaczynałeś wchodzić w poważne życie, sam sobie radząc z problemami. Starałeś się nie dać zgnębić, stłamsić, uparcie szedłeś do przodu, stawiając przed sobą coraz cięższe cele do zrealizowania. Wielka ambicja była twym atutem w oczach innych, ale dla ciebie była jedynie niepotrzebnym dodatkiem, rozpraszającym, gdy chciałeś zostać w jednym miejscu z tym co już posiadasz. Podjęcie dwóch kierunków równocześnie, szybko wpisałeś na listę błędów, tak samo jak głupie zauroczenie piękną Polką, dla której zostałeś w tym kraju. Małżeństwo było jedyną pochopną decyzją jaką podjąłeś, lecz gdy usłyszałeś, że Weronika jest w ciąży, nie wymyśliłeś nic innego, również przyszła teściowa patrząca na ciebie wrogo, nie ułatwiała znalezienia innego rozwiązania. Nie nadawałeś się wtedy na ojca i męża, byłeś sam zbyt szczeniacki, zamiast zajmować się rodziną, którą sobie sam stworzyłeś, zacząłeś coraz więcej czasu poświęcać pracy. Własne rozgoryczenie przelewając na płótno i kartki, a w późniejszym czasie również na opinie, gdzie nie szczędziłeś ostrych słów krytyki. Praca krytyka ma swój największy plus, który doceniłeś i dalej cenisz, a mianowicie... mało kto odważy się naruszać twoje zdanie, prędzej puszczając w niepamięć każde słowo jakie przelałeś na papier lub wypowiedziałeś. Czara goryczy napełniała się przez lata, gdy przy córce udawałeś z Weroniką, idealną rodzinę, kochających się ludzi, a gdy zostawaliście sami, skakaliście sobie do gardeł. Nienawidziła cię, własna żona nienawidziła cię, za wszystko co robiłeś, a o czym ona dobrze wiedziała. Nie ukrywałeś się w końcu z tym co cię interesuje w większym bądź mniejszym stopniu, szkicując to co pozostało ci w pamięci - każdą krzywiznę na ciele, każdy mięsień - zachowując dokładność aktów, póki nie uciekło ci to z pamięci, a co nie miało z nią nic wspólnego. Dzień w którym zobaczyłeś swoją żonę w łóżku z facetem, którego uważałeś za najbliższego przyjaciela, zakończył wszystko. Po pięciu latach jednak nie wiesz, czy tak naprawdę byłeś wściekły czy wdzięczny, bo mogłeś się w końcu uwolnić od niej i nikt nie zrzucał na ciebie całej winy. Jest teraz jedynie osobą z przeszłości, a ty nie musisz się nią już przejmować. Teraz najważniejsza jest tylko Dominika, twoja jedyna córka.

ANTON KRÜGER

40 LAT | NOWY NAUCZYCIEL WOS-u ORAZ OPIEKUN KOŁA PLASTYCZNEGO | UKOŃCZONE DWA KIERUNKI STUDIÓW  | ARTYSTYCZNA DUSZA | TROCHĘ MALOWAŁ, TROCHĘ KRYTYKOWAŁ | SZKICOWNIK, KTÓRY CIĄGLE MA PRZY SOBIE | NIEMIEC Z POCHODZENIA | 19 LAT W POLSCE | ROZWIEDZIONY OD 5 LAT | UCIEKA PRZED ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ | CO WEEKEND WYBIJA CÓRCE Z GŁOWY POMYSŁ WYPROWADZKI OD MATKI I WPROWADZENIA DO NIEGO | POMOŻE GDY MU SIĘ CHCE | STRASZY PIERWSZOKLASISTÓW | NA TY Z MATURZYSTAMI | NIE TAKI STRASZNY, JAK MÓWIĄ INNI | CZASAMI PRZEKLINA PO NIEMIECKU | CIĄGLE NOSI OBRĄCZKĘ Z PRZYZWYCZAJENIA | POSIADA MIESZKANIE NA OBRZEŻACH MIASTA, ZIMNE, PUSTE ŁÓŻKO CO WIECZÓR, SAMOCHÓD CIĄGLE W NAPRAWIE I KOTA, KTÓRY WRACA JEDYNIE BY SIĘ NAJEŚĆ | BEZKONFLIKTOWY W DOBRE DNI I SADYSTA W GORSZYCH MOMENTACH




_________________________________________
Druga postać, ten pan miał być pierwsza postacią, ale jest dopiero teraz.
Nie wiem kto na zdjęciu, ale jak mi ktoś powie to wątek i moja wdzięczność gwarantowane.
Po najechaniu na zdj, więcej teksu, może trochę chaotycznego, ale tak wyszło jakoś.
Wątki, powiązania - oczywiście.
 Do oddania może być jedynie córka, jeśli ktoś by tam chciał.
Szukamy też, temu panu kogoś, kto zamiesza mu w życiu bardziej lub mniej.

czwartek, 29 października 2015

Zostawiam wszystko.

Uczę się porzucać. Studiuję okrucieństwo. Stygnę.
Jestem zdruzgotany, jestem wypalony,
wiele, bardzo wiele jest we mnie zniszczonego.
Ratuję, co się jeszcze nie spaliło.
Benedykt Benek Truchło
37, biolog
Koegzystencja z gatunkiem ludzkim jest dla niego nienaturalna, jak uczęszczanie na niedzielne msze. Najchętniej zamknąłby się w swoim ciasnym mieszkaniu, tworzył piramidy z papierosów i wlewał do gardła hektolitry czarnej kawy. Herbatę toleruje, choć w ilościach raczej znikomych; metodą skojarzeń zawsze ląduje na podwieczorku u matki. Przybiera postać kameleona, przedostając się korytarzami zatłoczonego liceum, gotów zaryzykować stwierdzeniem, że faktycznie wyuczył się zdolności znikania. Kiedyś było go dużo więcej, całe trzydzieści kilogramów. Dostawał regularny wpierdol od dzieciaków z podwórka za bycie spasionym wieprzem. Schudł dopiero po wyprowadzce z rodzinnego domu; nikt już mu na siłę nie wciskał pączków, eklerów, ciast z kremem i serowych warkoczy. Matka narzeka, że taki szczupły, że żadna kobieta nie lubi, jak facet taki mizerny, jakby go wiecznie choroba trapiła. Uparcie, od dwudziestu lat przypomina jej, że gej, że pedał, że cwel, że dziewczynę raz w życiu po piersiach dotykał i mu się nie podobało. A ta swoje. Bo jak tak można, ty synku Boga w sercu nie masz. A no nie, żadnego z miliona wyimaginowanych bożków na poprawę humoru. Ufa nauce: to co obliczalne ma sens. Długość penisa na przykład, a przez to i sam penis wydają się całkowicie racjonalnym wyborem. Gdyby się oczywiście jakiś pojawił, bo póki co, same kutasy na umyśle, jak w zeszytach gimnazjalistów. Posiada dwa idiotyczne profile na portalach randkowych, gdzie uparcie głosi wyższość samotnego wieczoru z nikotyną niż życia z AIDS. Pewnie dlatego nałogowo myje ręce, jakby go mieli zarazić talerzem w restauracji albo gazetą z kiosku. Nagminna czystość nie przekłada się na porządek w mieszkaniu; zagracona rudera czeka na odmalowanie od ośmiu lat zgodnie z ideą, że ściana nie ucieknie. Farba już dawno się pożegnała, sayonara, arrivederci i do widzenia. Niewdzięczność w puszce za siedemdziesiąt złotych. Taki z niego artysta jak z jego kaktusa rozmówca; nic więc dziwnego, że karmi się cudzymi dziełami. Z uporem maniaka kolekcjonuje książki, płyty winylowe i europejskie filmy. Udaje mu się zaspokajać kulturalne potrzeby w zaciszu osobistego burdelu, wciśnięty pomiędzy stos brudnych talerzy i kota z kurzu. Wódkę pije czystą, tak kazał ojciec i dziad, a skoro rady udzielają alkoholicy z godnym pochwalenia stażem, nic tylko chlać do upadłego.

Alain Delon, Pilch.

środa, 28 października 2015

I kosztuję Paryża zgniłowonny roquefort.


Aleksander Godlewski
Nauczyciel francuskiego
Wychowawca 3 B

 


Enfant terrible krakowskiej romanistyki porzućcie wszelką nadzieję wy którzy tu wchodzicie Dziś rano cały świat kupiłem Sprzedam dom, w którym nikt już nie mieszka Paryż na wiosnę cudny jest, ja z opowiadań o tym wiem i wiosna przyniosła mi okropny śmiech idioty.

 Kraków 11.05.1985.

 

Bon, bah... Voici, moi mili, historia stara jak świat. Historia pewnego przeciętnego człowieka, który rodzi się w jakimś mieście. Nawet nie jakimś, bo w Krakowie. Zero dramatów. Ot, przeciętna polska rodzina. W niedzielę rosół, w poniedziałek pomidorowa. Na wakacje nad morze, na ferie w góry.

Słowem: nuda. Nic się nie dzieje. Jak w Śmierci w Wenecji, albo w pierwszych filmach Jima Jarmuscha. Życie Olka jest tak nieciekawe, że nawet statystyczny Kowalski nie chciałby się z nim zamienić miejscami. Tylko szkoła, dom, książki. Zero dzikich imprez, zero koleżanek, nawet papierosów brak, co faktycznie mogłoby odstraszyć nawet wspomnianego wcześniej reżysera. 
Cała ta pospolitość gromadzi się gdzieś, płynie w żyłach, odkłada w jego ciele i musi w końcu doprowadzić do wielkiej rewolucji. Godnej tej francuskiej.

Aż pewnego dnia przy standardowej, rodzinnej kolacji, koło siedemnastej, mama oznajmia, że odchodzi. Ojciec nawet nie przestaje kroić swojego kawałka gęsi i nie podnosi wzroku znad talerza. Tylko Olek zamiera. Bo nie rozumie, jak jego rodzina podobna do tej z reklamy serka Almette, nagle posypała się jak domek z kart.

Mama odchodzi. Bo poznała jakiegoś francuza. A Olka weźmie ze sobą.
I na nic płacz, że tu przyjaźnie, że chce zacząć liceum, iść na studia prawnicze. Może to dlatego, że w telewizji nadawano wtedy jeszcze Ally McBeal. Tak dziatwo, to były dokładnie te czasy. Nie będzie jednak Ally McBeal. Będzie mikroskopijne mieszkanie w Paryżu, które kupuje dla jego matki niejaki Jean, czy inny Donatien.

Aleksander zaczyna naukę we Francji i szybko zdaje sobie sprawę, w jak idiotycznym położeniu się znalazł. Nie pomagają błagalne telefony do ojca. Jeśli będzie chciał, wróci do Polski na studia. Na prawo nie ma już szans.
Gdy tylko przybywa do Krakowa, ma wrażenie, że będzie całował każdy skrawek polskiego bruku, niebieskie tramwaje i obwarzanki, których nigdy nie lubił. Kocha już nawet gołębie. I chce zapomnieć o wszystkim, co francuskie.

Tak... No cóż. I właśnie dlatego idzie na romanistykę...
Do Paryża wraca już rzadko. Z podróży przywozi sery, francuską literaturę, a potem jeszcze jakąś Paryżankę, która też uważa, że nie ma nic piękniejszego, niż przechadzać się o poranku Parkiem Krakowskim.

W liceum zaczyna pracę zaraz po skończeniu studiów. Olek jest realistą. Wie, że nigdy nie zostanie wielkim romanistą, choć zna język lepiej niż jego koledzy z kierunku. Nie uśmiecha mu się jednak tłumaczenie do końca życia instrukcji obsługi czajników. Zresztą naprawdę lubi dzieciaki. Rodzice nie są zbyt zachwyceni. Uważają, że stać go na więcej, ale Aleksander po prostu zawsze chciał iść do polskiego liceum. Więc teraz chodzi tam codziennie.



___________________________
dzień dobry, witamy z Olusiem, życzymy smacznego i nie gryziemy! 
lubimy wątki i powiązania, wszystko lubimy, wybredni nie jesteśmy!