
Karol Krzeszowski
IID - dodatkowe zajęcia z biologii i polskiego - dodatkowy francuski - wolontariat
Historia
Urodził się 27 kwietnia w Warszawie, gdzie też spędził dwanaście lat swojego życia. Nigdy nie narzekał na to, że życie jest złe, chociaż mógłby bo jego los nie był dla niego zbyt łaskawy. W wieku jedenastu lat dowiedział się, że jest adoptowany, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia, bo nie miało to dla niego znaczenia. Nie przeszkadzało mu nawet to, że mieszkał tylko z matką, którą mąż zostawił po dwóch latach małżeństwa, co skłoniło kobietę do adopcji. Związki zawarte zbyt szybko zazwyczaj kończą się niepowodzeniem. Niestety Anna Krzeszowska od zawsze była kobietą niezwykle kochliwą, więc chłopak był świadkiem wielu licznych romansów, które nie kończyły się kolorowo.Do Krakowa przeprowadził się trzy lata temu, gdy jego matka dostała posadę neurochirurga w miejscowym szpitalu. Szybko odnalazł się w nowym otoczeniu i nowej szkole. Zawieranie nowych znajomości nigdy nie sprawiało mu trudności. Od zawsze miał w sobie ten dziwny rodzaj magnetyzmu, który przyciągał innych do niego, chociaż nie słynął z wybitnego poczucia humoru i specjalnej życzliwości. Dwa lata temu w życiu jego matki pojawił się kolejny mężczyzna, ale tym razem romans okazał się czymś więcej i para zamieszkała razem by po kolejnym roku zawrzeć związek małżeński i w taki właśnie sposób do życia Karolka wdarł się kolejny mężczyzna – ojczym.
Wygląd
Pierwszym co rzuca się w oczy, gdy po raz pierwszy spojrzy się na Karola są jego piegi, które są rozsiane na całej jego twarzy. Są jego znakiem rozpoznawczym i przekleństwem, gdyż chłopak bardzo ich nie lubi. Na ludzi patrzy oczami koloru butelkowej zieleni, ni to ładne, ni to brzydkie, sam nie wie co ma myśleć o swoim kolorze oczu. Nie jest wysoki, gdyż ma niecały metr siedemdziesiąt trzy, co niekiedy powoduje że dosłownie tonie w tłumie ludzi wyższych od siebie. Nie jest przesadnie umięśniony, ale bardzo lubi swoją sylwetkę, która jest jedynym co tak właściwie mu się w nim podoba. Jest zakompleksiony, ale nie pokazuje tego tylko stara się zmieniać swoje niedoskonałości albo przekonywać siebie, że któregoś dnia mogą się one stać największymi atutami.
Zachowanie
Pomimo kompleksów Krzeszowski sprawia wrażenie osoby bardzo pewnej siebie, co po części jest prawdą, gdyż więcej pewności dodaje mu jego intelekt. Lubi się uczyć, co wśród jego rówieśników jest dość dziwne. Potrafi przesiedzieć całą noc z nosem w książkach, jeśli następnego dnia ma ważny egzamin. Rzadko przychodzi do szkoły nieprzygotowany. Lubi gdy go chwalą i mu słodzą, ale nie żebrze o to, bo domyśla się, że miałby w życiu jeszcze gorzej, gdyby dodano mu łatkę kujona. W wolnych chwilach uwielbia oglądać seriale i filmy z różnych gatunków, zwłaszcza slashery, które uwielbia. Oprócz tego uwielbia gotować, czytać komiksy i uprzykrzać życie innym ludziom, zwłaszcza tym którzy zaszli mu za skórę. Mówi dużo i często nie na temat. Jest żywiołowy i nie potrafi usiedzieć na miejscu, no chyba że ktoś go usadzi. Trzyma się bliskiej sobie grupki znajomych, ale łatwo nawiązuje kontakty z innymi. Stara się nie popełniać tych samych błędów i z każdego nieprzyjemności wyciągnąć jakąś lekcję. Zbyt dumny, więc rzadko przyzna się do pomyłki. Ma tendencję do matkowania innym i wtrącania się w nie swoje sprawy.
Charakter
Jest człowiekiem o wielu sprzecznościach. Prywatnie jest chłopakiem o złotym sercu, jednak w szkole sprawia wrażenie oziębłej i niedostępnej osoby, która woli nie mieć do czynienia z innymi ludźmi. Lubi spokój i dobrze się czuje w takim otoczeniu. Bywa niemiły i uszczypliwy. Powie to, co siedzi mu w głowie nie przejmując się konsekwencjami. Z kłopotów wychodzi obronną ręką i nie czeka aż ktoś wyciągnie do niego pomocną dłoń. Nie jest typem osoby, która pozwala sobą manipulować i włazić na głowę. Jego ambicja nie raz go przerosła, przez co chłopak niekiedy nie mógł wyrobić się ze wszystkimi obowiązkami. Inteligentny jak mało kto, ale do pupilka nauczycieli daleko mu brakuje. Nie jest taki spokojny na jakiego wygląda. Bezpośredni, czasem niemiły i szybko się denerwuje. Potrafi być stanowczy i uparty, więc często próby przekonania go do czegoś, co jest wbrew jego przekonaniom kończy się niepowodzeniem. Potrafi zgotować ludziom piekło albo zaprowadzić ich prosto do nieba.
Witam, witam. Na zdjęciu Wynston Shannon. Lubimy ciekawe i poplątane wątki i powiązania. Im gorzej się dzieje tym lepiej się bawimy a o to na blogach chodzi. Kocham dramaty. Preferuję handel wymienny - ja wymyślam, Ty zaczynasz i na odwrót, więc niech nikomu nie przyjdzie do głowy, że odwalę za niego całą robotę przy wymyślaniu i jeszcze zacznę (tak, wiem wychodzę na tego złego), zdarza mi się jednak zaoferować, że zrobię te dwie rzeczy, ale rzadko. Lubię się rozpisywać i moje minimum, jeśli chodzi o liczbę słów, to 300, ale proszę się tym nie sugerować, bo długość odpisów od innych mnie nie obchodzi o ile nie są to 4/5 zdań. Karta pojawiła się na innym blogu.
[Dzień dobry! Czuję się trochę dziwnie, bo widzę w Karolu kilka swoich własnych cech, dlatego teraz jeszcze gorzej mi, gdy chcę powiedzieć, że fajny z niego chłopak, a naprawdę odnoszę takie wrażenie po przeczytaniu karty. Zdjęcie jest świetne i wydaje mi się, że gdzieś mi już mignęło, a może nawet sama go używałam, nie pamiętam. Zaproponowałabym wątek nawet aczkolwiek nie mam żadnego ciekawego pomysłu. :< W każdym razie baw się z nami dobrze i możliwie jak najdłużej!]
OdpowiedzUsuńAleksandra Zakrzewska
[Karol jest cudowny, a zdjęcie mega mnie urzekło, a jeszcze fajniej widzieć znajomego sobie autora! :D Autorka Fidorowa z Aberdeen się kłania :3 Życzę Ci miłej zabawy na blogu oraz wielu owocnych wątków! :)]
OdpowiedzUsuńMaria (Jeszcze w szkicach)
[Jaki on fajny. <3 Aż chciałoby się przyjaźnić z takim. Co powiesz na jakąś fajną relację między nim a Adką? :3]
OdpowiedzUsuńAdka
[Mogliby się zgadać na jakimś wolontariacie. Albo Adka przylazłaby na dodatkową biologię (bo pomyliłaby sale z zajęciami) i usiadła gdzieś z tyłu. Zasnęłaby, nawet nie ogarnęłaby, że jest na złych zajęciach czy coś, on mógłby to uznać za zabawne i zrobić jej jakiś kawał. Później mogliby się po prostu zgadać i tak dalej.]
OdpowiedzUsuńAdka
Trochę spokoju. To jak z papierosami; nie doceniasz, dopóki nie zabraknie. Kiedy więc w końcu udaje mu się znaleźć pięć minut dla siebie, jest w siódmym niebie. Żona wyszła z koleżankami na drinka, a to oznacza co najmniej pięć, co zresztą przekłada się na równą ilość godzin, które spożytkować może teraz na różne sposoby. Karola też nie ma: impreza, oczywiście. Ma więc mieszkanie dla siebie. Przez chwilę myśli o zaproszeniu do domu któregoś ze swoich znajomych, mógłby odpocząć trochę, włożyć w coś ciasnego, byłoby dobrze. Zaraz jednak przypomina sobie sytuację sprzed kilkunastu dni i rezygnuje z tego pomysłu. To nie może się powtórzyć. Był nieostrożny, nie sprawdził czy wszystko, co podejrzane zniknęło. I tak jak zazwyczaj jest personifikacją opanowania, tak wtedy zupełnie stracił głowę. Postanawia więc spędzić wieczór samotnie. Nalewa whisky do szklanki o grubym denku, po czym opróżnia jej zawartość i ponawia czynność kilkakrotnie. Alkohol powoli uderza mu do głowy, wprawia w lepszy nastrój. Zapala papierosa przy otwartym oknie, przymyka oczy i trwa w tym niebycie przez kilka wspaniałych minut. Spokój przerywa dopiero dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Unosi powieki, gasi niedopałek w popielniczce, klnie cicho pod nosem i siada na kanapę, nalewając sobie kolejną porcję trunku. Widzi Karola, ale nie pyta, co robi o tej porze w domu. Chcąc nie chcąc, nie opieprzy go przecież o to, że wraca o przyzwoitej godzinie do domu.
OdpowiedzUsuńSkina głową w odpowiedzi. Ma ochotę sięgnąć po kolejną porcję alkoholu, ale odpuszcza. Nie może doprowadzić się do stanu nieużywalności. Nie teraz, kiedy jego samotność została naruszona. Musi wziąć się w garść, chociażby dla własnego spokoju. Prostuje się na kanapie, wyciąga kolejnego papierosa i zaciąga się powoli, by kolejno wypuścić dym nosem. Spogląda na swojego pasierba. Potrzebuje sekundy, by zorientować się, że coś jest nie tak. Ma coś w swoich ruchach, coś w oczach, w wyrazie twarzy, co kłóci się z naturą chłopaka, którą zdołał poznać przez ostatnie lata.
OdpowiedzUsuń- Wszystko gra? - pyta, unosząc jedną brew. Dziwnie jest mu zastanawiać się nad podobnymi sprawami. Jeszcze kilka lat temu nie przyszłoby mu nawet do głowy, że skończy z żoną, przybranym synem i milionem nowych obowiązków. Jak do tego doszło? Co strzeliło mu do tego łba? To irracjonalne. Dał się wrobić w małżeństwo, choć całe życie otwarcie gardzi wiązaniem się na całe życie. Czy ktoś dosypał mu czegoś do drinka? Możliwe. Koniec końców i tak jest najgorszym mężem na świecie. O byciu ojcem nie wspominając. - Nie wyglądasz najlepiej.
[Może Karol zechce uprzykrzyć życie mojemu panu, bo kiedyś tam mu zalazł za skórę xD]
OdpowiedzUsuń[Z miłą chęcią dam się wplątać w takie szaleństwo, więc poproszę o szczegóły!]
OdpowiedzUsuńJeremiasz Kwiecień
[Nie mam zielonego pojęcia ;-; Moze jakaś podpowiedź? Albo ty masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńPrzewraca rozbawiony oczami, bo z jednej strony faktycznie to nowość. Nie miał wcześniej styczności z nastolatkiem w domu: to zupełnie inna sprawa niż tłum dzieciaków w liceum. Z drugiej jednak strony, od kiedy został wychowawcą, problemy szczeniaków stały się codziennością. Kto by przypuszczał, że mając osiemnaście lat można się zwierzać nauczycielowi? On tego nie robił. Nawet nie przychodziło mu to do głowy. A oni i owszem. Przychodzą, rozmawiają, szukają rady u człowieka, który sam nie potrafi ułożyć sobie życia. Komiczne.
OdpowiedzUsuń- Rzadko ze mną rozmawiasz – odpowiada. Zauważa, że w głosie czuć wyrzut, mimo że wcale nie miał zamiaru stawiać sytuacji w ten sposób. Chrząka więc, po czym obdarza chłopaka łagodnym uśmiechem. - Licealne dramaty mam na co dzień, wiesz? Wczoraj na przykład zapytano mnie o darmową antykoncepcję, jakbym nosił przy sobie torbę z kondomami... - rzuca wesoło, prychając z rozbawieniem. Trąca Karola zaczepnie ramieniem, spoglądając na niego kątem oka. - Chcesz się zwierzyć? Popłakać? Chcesz whisky?
Kruk
Fakt, ta kobieta wypatroszyłaby go, gdyby dowiedziała się, do czego namawia jej jedynego syna. Jej oczko w głowie. Jej pierdoloną piętę Achillesową. Sama dałaby się poćwiartować, byleby jej dzieciakowi nic przypadkiem się nie stało. Ta nadopiekuńczość w pewnym momencie zaczęła przekładać się i na Kajetana. Wyprasowana koszula czekająca na niego rano, kawa po powrocie z pracy, domowej roboty makaron, pościelone łóżko. Na początku mu to nie przeszkadzało, z biegiem czasu czuje się zmęczony takim nadskakiwaniem.
OdpowiedzUsuń- Twoja matka prawdopodobnie by mnie zabiła. A potem zakopała w lesie, bo za pieniądze z trumny mogłaby Ci kupić prezent z okazji ukończenia liceum – rzuca z przekąsem. Unosi jedną nogę, podkłada stopę pod udo, odwracając się w stronę Karola. Z tej perspektywy wygląda doroślej. Kajetan natychmiast zauważa pociągającą krzywiznę nosa, pełne usta i zamglone spojrzenie. To wrodzony defekt; zauważać piękno nawet tam, gdzie nie powinien. Stąd pewnie ilość zdrad, wspaniale.
[Podoba mi się to ;) Zaraz zacznę ;)]
OdpowiedzUsuńWychodząc ze szkoły dziękowałem niebiosom, że wytrzymałem tam tyle czasu. Nie, jakoś nie umiałem się do nich wszystkich przyzwyczaić. Nie, nie umiałem znaleźć z nimi wspólnego języka. Być może ze względu na fakt, że nadal mówiłem łamaną polszczyzną. A podobno rosyjski i polski to są podobne języki! Taaa... Ciekawe tylko z której strony. Z resztą, to na razie było nieważne. Ważne było to, że obecnie zmierzałem do swojego pokoju, gdzie czekał na mnie Szarik. Pewnie jak zwykle zaspany i głodny.
OdpowiedzUsuńI nie myliłem się. Kiedy tylko przekroczyłem próg jedenastki, mój kociak znalazł się tuż przy nogach i bleuczał tak, że myślałem, że zaraz mi uszy odpadną. Na szczęście nie odpadły i nadal trzymały się całkiem dobrze na swoim miejscu. Nakarmiłem i napoiłem go, po czym zacząłem się ogarniać. Dostałem zaproszenie na jakąś imprezę. A czemu by i z tego nie skorzystać? Może w końcu jakoś zintegruję się z innymi ludźmi... Tak, to była dosyć dobra myśl.
Odpalantowany jak szczur na otwarcie kanału poszedłem na miejsce o wyznaczonym czasie. Bez problemu wszedłem do lokalu, pokazując swój dowód. Tylko ci co stali na bramce tak dziwnie się na mnie patrzyli. Może pierwszy raz w życiu widzieli rosyjski dowód osobisty? Kto ich tam z resztą wie.
Podszedłem do baru, gdzie zamówiłem wódkę. Nie było co się pierdzielić i bawić się w sączenie piwa przez słomkę. Miałem ochotę ostro zabalować i właśnie próbowałem jakoś to uczynić.
Przy kolejnym kieliiszku zauważyłem jak obok mnie dosiada się jakiś chłopak. Chyba skądś go nawet kojarzyłem. Ach! No tak! Ze szkoły. Nie za bardzo za nim przepadałem. Nawet nie wiem dlaczego. Ale teraz, tak po tych kilku kieliszkach... Wyglądał całkiem przyzwoicie.
Zastanawialem się przez dłuższy czas co ja właściwie tutaj robię. Co gorsza po tej myśli pojawiła się kolejna. Też niezbyt fajna. Otóż "co ja robię ze swoim zyciem?" To chyba nie było ani odpowiednie miejsce, ani też odpowiednia pora na takie pomyslunki. Ciekaw byłem tylko, dlaczego zawsze mi się to uruchamialo w trakcie picia.
OdpowiedzUsuńPrzez jakiś czas nie zwracalem na chłopaka uwagi. Nie było powodu f
dla którego miałbym to zrobić. A psucie sobie humoru jeszcze bardziej niż zjebany się miało też jakoś mnie nie kręciło.
Wypilem kolejna setkę, której nie zapilem. Według mojego dziadka to "prawdziwy Rosjanin nigdy nie zapija wódki". Szkoda tylko, że po tym kieliszku wykrzywilo mi twarz tak, jakbym właśnie przed chwilą zjadł na raz kilogram cytryn. No cóż.. Bywa i tak.
Dopiero, kiedy chłopak zadał mi pytanie, odwrocilem się w jego kierunku.
- Wystarczajaco długo, aby mnie wódka zaczęła sponiewierac. - Stwierdzilem troche szorstko, ale zaraz się poprawilem.- Z jakąś godzinę. Może półtorej. - Odpowiedzialem lamana polszczyzną. W końcu skoro on zaczął ze mną normalnie rozmawiać... To dlaczego ja nie moglbym być chociaż raz miły dla niego. - A ty? - Zapytalem. - Widzialem jak się dosiadales. - Stwierdzilem. Nie musiało to jednak oznaczać, że dopiero co przyszedl.
[Co by nie kłamać, to wątki męsko-męskie nie są moją mocną stroną i zazwyczaj ich omijam, bo szkoda by było je spaprać, ale z drugiej strony muszę się kopnąć i spróbować czegoś nowego, a skoro już wspominasz o utrudnianiu Pawłowi życia to nie mogłabym odmówić.
OdpowiedzUsuń(Z tym papraniem, to oczywiście postaram się, żeby tego jednak nie zrobić, ale jakbyśmy stwierdzili, że coś nie idzie to się nie będziem męczyć ;) )]
Paweł
[O rany, ale cudny piegus.]
OdpowiedzUsuńAla
Przechodzi mu przez myśl, że bezboleśnie to słowo klucz i powinien się cieszyć; w końcu jego żona mogłaby prawdopodobnie zabić go też na różne, nie tak miłe sposoby. On sam, gdyby tylko chciał, mógłby zrobić to samo. Przynajmniej w teorii; choć lepiej nie rzucać takimi pomysłami w obecności ukochanego synka. Kręci z niedowierzaniem głową, bo w takich chwilach nachodzą go te irracjonalne wątpliwości, co do wątku, w którym wylądował. Dał się w to wciągnąć i nawet nie zauważył, jak dziecko, któremu podsunięto lizaka, tylko po to, by wysunęło rękę do szczepionki.
OdpowiedzUsuń- Zostawmy Ankę w spokoju, jestem pewny, że jak wróci, temat morderstwa wróci - stwierdza wesoło, poprawiając się na miejscu. Do tej pory nie zauważył, jak blisko ręka chłopaka znajduje się jego uda. Kiedy więc jej dotyka, na sekundę zastyga. Dociera do niego, że to przecież nic takiego, bo do kurwy nędzy, może sobie trzymać udo, jak tylko chce. Rozluźnia się więc, zakładając rękę za oparcie kanapy. - Ze mną nie będziesz miał takiego problemu, możemy pić razem, młody.
Kruk
[Przepraszam za ociąganie się z odpowiedzią, ciężki dzień.
OdpowiedzUsuńNieee, nie robisz z Remiego zbytniego psychopaty, nie martw się. Na ogół staram się tworzyć normalne – choć specyficzne – postacie, ale ostatecznie inni autorzy i tak uznają je za obłąkane, więc w tym wypadku postanowiłam pojechać po bandzie i celowo wykreować jakiegoś psychola. Może niedosłownie psychola, jednak z całą pewnością kogoś ze skłonnościami w tym kierunku (ewentualnie kogoś, kto po prostu chciałby być psycholem).
Remi i Karol uczą się w jednej klasie, więc pozytywne relacje wchodzą w grę. Mogą razem siedzieć w jednej ławce na częsci lekcji czy coś. Remi, co prawda, raczej mocno się z nikim nie spoufala, aczkolwiek to nie wyklucza jakichś koleżeńskich odruchów. Zastanowię się nad jego motywacją, jeśli chodzi o to prześladowanie, i mogę jutro zacząć!]
Jeremiasz Kwiecień
- Ja przy drugim kieliszku stwierdziłem, że czekam na przyjaciół... - Zacząłem trochę niepewnie. - A teraz stwierdzić mogę śmiało, że moi przyjaciele raczej tu nie przyjdą. Są ciut za daleko ode mnie. - Wypiłem kolejny kieliszek wódki. - Wiesz, Sankt Petersburg to nie Zakopane, że do Krakowa przyjedziesz w jakieś dwie godziny. - Prychnąłem cicho pod nosem. Przez chwilę zacząłem zastanawiać się po co ja mu to w ogóle mówię. Ale zaraz potem uznałem, że jest mi tak jakoś lżej. Chyba mi wódka na mózg padła... Tak "spowiadać się" przy osobie, której momentami się nie znosiło. Chociaż sam nie wiedziałem dlaczego. Bardziej to nasze "nieprzepadanie" za sobą było jakimś chyba niedomówieniem. Chociaż... Kto go tam wiedział. - Taaa... Z kobietami to zawsze są jakieś problemy. - Wziąłem do ręki kieliszek i niby to bacznym wzrokiem obserwatora obserwowałem jakieś dwie malutkie kropelki po wódce, które spoczywały na dnie. Wypiłem kolejny kieliszek. - W sumie to nie wiem co chcę jeszcze zrobić. Myślę, że wyrwanie kogoś na noc i spędzenie z tym kimś przyjemnej nocy w hotelu nie jest czymś złym, prawda? - Zapytałem, spoglądając uważnie na chłopaka i uśmiechnąłem się lekko do niego. Kiedy pił ten swój kompot wydawał mi się być taaaki uroczy.
OdpowiedzUsuń- Chodź, znajdziemy coś dla Ciebie - mówi, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu, jakby oferował pomoc w zadaniu domowym, a nie dobór alkoholu. Wstaje z miejsca i zmierza do sypialni. Wyjmuje z kieszeni kluczyk i otwiera barek. Trzyma tam różne trunki, od taniej wódki po czterdziestoletnią whisky, której nie rusza i pewnie nie poruszy do usranej śmierci. Zdarza się. - Chcesz wino? Kupiłem je na kolację z Anką, ale jestem przekonany, że będzie na tyle pijana, że nie zauważyłaby różnicy między tym cholerstwem za dwie stówy i sikaczem z monopola na rogu – krzywi się, nie tylko dlatego, że brzmi jak rasowy alkoholik, ale również ze względu na to, że gdzieś stracił tę potrzebę ojcowania temu chłopakowi. Na początku próbował, starał się jak mógł, bo to było nowe, świeże, czuł tę potrzebę sprawdzenia się. Z biegiem lat zaczął traktować sprawę inaczej: o wiele lepiej być dla niego dobrym kumplem niż facetem, którego mógłby uważać za ojca, skoro jego własny nigdy nie był żadnym wzorem. Chryste, nie zna się na tym. Ma ten swój język polski, to wszystko czym może się pochwalić, więc ojcostwo nigdy nie stało na piedestale.
- Może nie tyle co biedny, co głupi. - Stwierdziłem. - Sądzę, że gdybym się uparł to by mnie tam zostawili. - Uśmiechnąłem się lekko. - I jakoś bym się miał. Na pewno lepiej niż teraz. - "O ile nie byłbym już martwy." - Przemknęło mi przez głowę. Szybko jednak odgoniłem takie myślenie. - Być może mnie rozumiesz. Być może ci się tylko tak wydaje. - Wzruszyłem lekko ramionami i uśmiechnąłem się nieznacznie. On mnie nie znał. Nie znał prawdziwych powodów, dla których musiałem się przeprowadzić. Większość wie tylko to co moi rodzice uznali za oficjalną wersję. Że znaleźli tutaj lepszą ofertę pracy. Gówno prawda. Ale teraz nie powinienem tak myśleć. Przyszedłem tutaj, aby się jakoś zabawić. Przymknąłem oczy, uśmiechając się chytrze, kiedy Karol zbliżył się do mnie. - Na pewno nie poszedłbym tam grać w Chińczyka. - Uśmiechnąłem się szerzej, ukazując rzędziki białych zębów. - A co? - Spojrzałem na niego z błyskiem w oku. - Chciałbyś wiedzieć co robiłbym w tym hotelu? - Zapytałem, szepcząc mu do ucha to pytanie.
OdpowiedzUsuńNalewa wino do kieliszka, podaje go chłopakowi, po czym siada na łóżku. Teoretycznie wcale nie musieli zmieniać miejsca, w którym pili, bo salon był na tyle neutralnym gruntem, że nikomu nie przeszkadzał. Z sypialnią sprawa miała się inaczej: w dość jasny sposób łączy się z intymnością, a ta w dodatku z winem jest niemalże oczywistością. Ma to gdzieś. Pije swoją whisky, spędza czas w mało męczącym towarzystwie i czuje się całkiem nieźle.
OdpowiedzUsuń- Bo okazało się, że jestem marnym pisarzem – odpowiada, niekoniecznie zadowolony z takiego obrotu wydarzeń. Początki były beznadziejne, z pewnością bez powołania, bez szczególnej chęci do nauczania. Po prostu dostał taką ofertę, a pieniądze w tamtych czasach były mu potrzebne wciąż i wciąż, bez przerwy. - Potem zaczęło mi się to podobać, ale uwierz mi, nienawidziłem pierwszego roku w tej budzie. Byłem prawdopodobnie najgorszym belfrem, jaki chodził po tej ziemi.
Oblizuje wargi i odkłada pustą szklankę na szafkę nocną. Odchyla się do tyłu, podkłada ręce pod głowę i kładzie się wygodnie. Przygląda się plecom chłopaka, przez chwilę nawet nie zauważając, że robi to z taką intensywnością, a co ważniejsze: że ma ochotę przesunąć palcami wzdłuż jego kręgosłupa.
- Wiesz... Może i jesteś mistrzem w Chińczyka, ale chyba nie grałeś w to ze mną. - Owiałem swoim oddechem jego szyję. Po chwili jednak odsunąłem się od niego. Ja tam lubiłem swój kraj. Może i Rosja to momentami był taki stan umysłu a nie państwo, to jednak i tak tęksniłem za tym wszystkim. - Kiedyś ciebie tam zabiorę. Jak tylko uzbieram na bilety. - Raczej nie liczyłem na to, że rodzice by mi dali kasę na podróż tam. Już prędzej zasponsorowaliby mi lot do Stanów Zjednoczonych. - Zima... Zimą jest tam pięknie. - Uśmiechnąłem się na same wspomnienie o tym. - Lubiłem, kiedy przychodził Dziadek Mróz. - Zaśmiałem się cicho pod nosem. No, że też akurat teraz musiało mi się wziąć na wspominki. - A tak wracając do naszego poprzedniego tematu rozmowy... - Uśmiechnąłem się szeroko w kierunku Krzeszowskiego. - Chodź dowiedzieć się co będziemy robili w tym hotelu dzisiejszej nocy. - Puściłem do niego oczko. Po chwili uregulowałem swój rachunek, po czym założylem na siebie swoją kurtkę. Mimo iż w Polsce nie było tak zimno jak w Rosji to jednak na noc przymrozek był, a mi się jakoś nie uśmiechało, aby zachorować.
OdpowiedzUsuń- Ja? - Zapytałem się tak, jakby to nie o mnie chodziło. - No skądże znowu. - Zaśmiałem się. - Ja bardzo grzeczne dziecko jestem. - Zażartowałem. - Może trochę ciebie podrywam. Wiesz, od małego flirtu nikt jeszcze chyba nie umarł. - Stwierdziłem, wyszczerzając się do niego. Taaa... Ruszyła machina i nikt tego nie zatrzyma. Jakoś nawet nie chciałem tego, aby to tak nagle się zatrzymało. Alkohol robił swoje. Samotność z resztą też. A te dwa składniki połączone ze sobą w jedną całość dawały czasami bardzo nieprzewidywalny efekt. Taki jak na przykład ten tutaj. - Chcesz się ze mną załozyć? - Zapytałem, nadal z nim flirtując. - Myślę, że raczej byś tego nie pożałował. - Poczochrałem mu włosy, po czym przelotnie dotknąłem jego szyi.
OdpowiedzUsuńPo upływie jakichś dziesięciu minut szukaliśmy całkiem dobrego hotelu. I znaleźliśmy jakiś w miarę przyzwoity. Taki trzygwiazdkowy. Ale nie chciałem żałować hajsu na wygody. W końcu mi, jak i pewnie też Karolowi, trochę luksusu w życiu uczniowskim nie zaszkodzi. Szybko wynająłem na noc jakiś pokój, by niedługo potem, przestąpić jego próg.
Ma zamiar odpowiedzieć na jego pytanie; przypomina sobie dokładny plan beznadziejnej powieści, którą krytycy otwarcie zjechali od góry do dołu, twierdząc że jest przewidywalna i brak jej konsekwencji. Chce mu zarysować fabułę, ale zanim się orientuje, czas przyspiesza, a on czuje na swoich ustach cudze. Są miękkie, odpowiedniej wielkości, pasują idealnie. To irytująca myśl, zagnieżdża się głęboko i nie odpuszcza. Powinien go odepchnąć, stwierdzić wesoło, że wino to może nie najlepszy pomysł. Zamiast tego tkwi bezczynnie w miejscu, pozwala mu się smakować. Dłonie świerzbią go nieprzyjemnie, jakby ciało chciało mu dać do zrozumienia, że może go dotknąć, że może mieć więcej, jeśli tylko zapragnie. Wciąga powietrze nosem, a rozum jak nie wracał, tak nie wraca. Bo chce tego. W tym idiotycznym momencie nie może się nawet zmusić do tego, żeby na piedestał wstąpił jeden fakt: to syn mojej żony, to mój cholerny pasierb. Nie wolno. Zły pies. Nie ruszaj tego, co nie Twoje.
OdpowiedzUsuńW końcu jednak odsuwa się. Nie daleko, ale wystarczająco, żeby przerwać pocałunek. Wciąż leży na łóżku, usta zakrywa zewnętrzną częścią dłoni i nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić. To rzadkość. Zazwyczaj nie ma problemu z pewnością siebie, wszystkie reakcje przychodzą mu naturalnie, a teraz tkwi w bezruchu, jak pozbawiony czucia.
[O nie, nie. Nie ma się co martwić o mój dyskomfort. To mi osobiście by nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie miałabym całkiem spory ubaw, bo Paweł to stricte hetero jest więc raczej nie odwzajemniałby westchnień biednego (w tym przypadku) Karola. Tak więc myślałam sobie, że no pomysł świetny! Uwielbiam go po prostu. Można by właściwie połączyć w takim razie obie rzeczy, o ile to nie zepsuje wizji. I tak, Paweł ma prawo jazdy i ma też nieszczęsnego gruchota, więc bardzo prawdopodobne, że mógłby im nagle stanąć zwłaszcza jakiś czas po zderzeniu z sarenką.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo za takimi komplikacjami, wiec zacznę jutro (a właściwie dzisiaj, ale jutrzejszym dzisiaj) zakładając, że jedziemy od miejsca kiedy pijany Paweł stara się wpakować kluczyki do drzwi i te próby widzi bardziej odpowiedzialny Karol...]
Paweł
[O to jak się nie dowie to tym bardziej dla mnie nie będzie problemu tak grać :D Warto spróbować czegoś nowego. ]
OdpowiedzUsuńJedyna taka szansa żeby w końcu zapomnieć o życiu, żeby się trochę ogłupić, wygłupić i upić. To działo się jakby za szybą. Przytłumione głosy krzyczały i podtykały mu kolejne butelki pod nos. Obserwował jak wlewa w siebie kolejne litry, a mięśnie powoli pochłaniane przez promile stawały się rozluźnione, później byle jaki powód mógł go rozśmieszyć, na przykład drugoklasista starający wyrobić się na zakręcie do ubikacji, żeby jego flaki trafiły do ubikacji, a nie na podłogę. Jeszcze jeden i kolejny, aż w końcu wrócił do swojego ciała. Ledwo trzymał równowagę, a ręce chciały za wszelką cenę strącić muszle, które musiały być uczepione do jego uszu. Nic tam nie było, a szum nie przestawał przepełniać jego głowy. Wystarczyło przymknąć na chwilę oczy i teleportował się do innego miejsca. Jeszcze przed chwilą opierał się o czyjeś ramię, teraz przetaczając się przez chodnik i starając się wydedukować, który to jego samochód. Kopnął w zderzak Opla z 96 i wcisnął w kieszeń swoich spodni dłoń, żeby wyłowić z niej kluczyki. Ucieszył się jak głupi słysząc ich specyficzny brzęk i podjął próbę wpakowania kluczyka do drzwi. To właściwie nie było takie trudne. Tylko, że do tej pory porysował tylko wszystko co znajdywało się dookoła zamka. Wcale nie był taki pijany. Kontaktował z rzeczywistością i wiedział gdzie się znajduje. Wiedział jak się nazywa i gdyby się postarał mógłby stanąć w pionie, może...
Odsunął się na chwilę i nabrał powietrza do płuc. - Możesz to zrobić, możesz to zrobić, możesz to zrobić. - Powtarzał pod nosem unieruchamiając swoją dłoń w nadgarstku. Później w wielkim skupieniu zaczął powoli zbliżać metalowy koniec do zamka i kiedy już by prawie trafił usłyszał jakiś szmer. Rozejrzał się odruchowo, chociaż i tak nie pozwolił swoim oczom na niczym dokładnym się skupić. Poza tym było zbyt ciemno. Jedna latarnia oświetlała chodnik kilka metrów dalej i na tym kończyło się to wspaniałomyślne oświetlenie.
Przeklął pod nosem kiedy kluczyki wylądowały na ziemi. Gorzej - kiedy starał pochwycić się je wzrokiem kopnął je pod samochód. Klnąc jeszcze soczyściej i niejako głośniej wylądował na ziemi badając dłonią nawierzchnię pod samochodem, aż w końcu udało mu się je pochwycić. Podniósł się, wcale nie tak szybko i energicznie jak się tego spodziewał i podjął decydującą próbę. Jeśli teraz mu się nie uda to... to i tak pewnie bezsensownie będzie próbować dalej, chociaż dla wszystkich będzie lepiej jeśli jednak nie wsiądzie do tego samochodu.
Paweł
[A on chętnie pobawi się miłością Karolka, bo niedobry i niebezpiecznych z niego stwór. :D Dziękuję za te miłe powitanie :)]
OdpowiedzUsuńEmil
[Z tym wykorzystaniem chodziło głównie to, że Emil naiwnie wierzy, że jest za młody na emocjonalne zaangażowanie, dlatego z reguły jego związki nie trwają długo w obawie, że wyhoduje przywiązanie, a potem posmakuje goryczy rozstania. :D Więc łaj not, jeśli Karolek jest psychicznie gotowy na "poważny" związek z moim chłopaczkiem możemy przywiązać Emila, a potem złamać mu serduszko, albo tego nie robić. To już zależy od ciebie, :D A jak napiszę, że mogę wszystko i wiele więcej, to zaakceptujesz tą odpowiedź? ;P]
OdpowiedzUsuńEmil
Owszem, byłem trochę pijany. Jednak nie do tego stopnia, aby nie ogarniać sytuacji. Chyba. Przynajmniej miałem taką nadzieję. I miałem też nadzieję, że jutro rano będę wszystko pamiętał. Zazwyczaj wszystko pamiętałem, więc co ja tak właściwie się przejmowałem? Było dobrze i miło. Może być zaraz bardziej fajnie i przyjemniej. Tak, to było dobre.
OdpowiedzUsuńUśmiechnąłem się w kierunku chłopaka, widząc jego lekkie skrępowanie na twarzy.
- Wyglądasz bardzo uroczo, kiedy się rumienisz. - Puścił do niego oczko.
Niedługo potem dostał kartę od pokoju. Wsiedli do windy z zamiarem udania się tam, gdzie wskazał im recepcjonista.
- Czyżbyś się bał? - Zapytałem, śmiejąc się cicho z tego co powiedział Karol. - Nie martw się. Nie mam zamiary ciebie zabijać. I raczej też nie pozwolę, aby ciebie ktoś zabił. Wiesz... Wolę żywych znajomych niż martwych. Z trupami raczej sobie przyjemnie nie porozmawiam. - Wysiedliśmy z windy i przeszliśmy do pokoju. - A odpowiadając na twoje poprzednie pytanie to możemy założyć się o to... - Zbliżyłem się do Krzeszowskiego i musnąłem go w usta. Tak na zachętę. Ot, najwyżej zwyzywa mnie o najgorszych, w mordę mi przywali i pójdzie stąd.
To nie tak, że Paweł często imprezował. Może nawet nie sprawiało mu to tak wiele przyjemności jak to sobie skrupulatnie wmawiał. Prawdę mówiąc jedyne czego mu było trzeba to alkoholu, ale impreza organizowana przez kogoś była idealną okazją aby się upić i chociaż od wieczora do rana żyć w upojnej nieświadomości jaka po drugiej stronie czeka go rzeczywistość. Alkohol był jak fałszywy przyjaciel. Lepiej, był jak seksowna dziewczyna w barze. Wodzisz za nią wzrokiem i z każdą chwilą i ruchem bioder chcesz jej bardziej, jednak kiedy w końcu ją dostajesz budzisz się rano i jej nie ma. Pozostaje tylko syf w twojej psychice, spustoszenie i czekasz, szukasz jej wzrokiem, aby znów popełnić ten sam błąd i podnosić się znów i ponownie z rynsztoku i znów w niego wpadać. Gdzieś tam wiesz, że to nie jest dla Ciebie, wiesz, że to prowadzi Cię w złą stronę, ale ona jest zbyt kusząca, ta wizja paraliżuje zdrowe myślenie i tak, znów budzisz się rano z potwornym kacem i powtarzasz, że to ostatni raz.
OdpowiedzUsuńSpojrzał w stronę z której dochodził głos i za nim jego mózg przetworzył dane osobnik był już obok i nie trzeba było przeszukiwać bazy danych za jego imieniem i nazwiskiem oraz podstawowymi informacjami. Klasa II, lat 17, Karol? Tak. Karol. Tylko skąd on się wziął?
-Cześć. - Mruknął nadal skupiając się na otworze w drzwiach. - Dzięki. - Odparł z większym entuzjazmem niż to co towarzyszyło mu w życiu codziennym i w normalnych okolicznościach. Wpakował się do pojazdu i trzasnął drzwiami (tylko kiedy zrobiło się to wystarczająco energicznie dochodziło do ich zamknięcia). Zapalił światło, pamiętając swoje poprzednie starcie i po kilku próbach udało mu się wpakować klucz do stacyjki i kiedy już go przekręcił i nacisnął sprzęgło silnik zgasł kiedy Paweł usłyszał pukanie do okna. Kiedy inni ludzie w odruchu nacisnęli by po prostu przycisk aby szyba się opuściła tak Paweł w odruchu zrezygnował z korbki i uchylił drzwi. Unikając nadziania się na skrzynie biegów przerzucił swoje nogi i resztę ciała na stronę pasażera, nie szczędząc przy tym pretensji.
- Co ty kurwa robisz? - Jak to nie pozwoli? Na szczęście ich dwóch mózg działał mu za wolno, żeby wdawać się w więcej sprzeczek, więc po prostu pogodził się z tym faktem i pozwolił znajomemu przejąć ster. Alkohol przyćmił jego mózg na tyle, że kompletnie nie skojarzył, że po pierwsze Karol nie miał jeszcze prawa jazdy, po drugie nie był jeszcze pełnoletni i po trzecie umówił się z jednym kumplem, że zabierze go spod sklepu. Zdecydowanie będzie musiał sobie chłopak sam poradzić i to nie powinien być wielki problem skoro nie był przecież sam. Poza tym, bardzo możliwe, że po drugiej stronie też już zapomnieli, że mieli czekać na podwózkę.
[Spoczko, spoczko :) ]
Paweł
[Zaproponowana przez ciebie koligacja podoba mi się bardzo. Jestem ciekawa jak odnajdzie się w niej Emil. Oferuję mieszkanie państwa Kustrów do seansu. Możemy też założyć, że to nie jest ich pierwsze spotkanie – trzecie. Pierwsze odbyło się w zaproponowanej przez ciebie bibliotece, a drugie np. w kawiarni. I chętnie zacznę, powiedz tylko jaka długość wątków cię zadowala. :D]
OdpowiedzUsuńEmil
Nie rusza się z miejsca jeszcze przez dłuższy moment. Wzrokiem jedynie podąża za wychodzącym chłopakiem. Dopiero to wino na dywanie wyciąga go z otępienia. Wpatruje się w plamę na dywanie i wszystko jest nie tak, bo nie wie, jak ją sprać, nie wie jak pozbyć się tego śladu, nie wie, jak zmyć z własnych ust cudze, nie wie zupełnie nic. W głowie ma mętlik. Zdaje sobie sprawę, że to sytuacja beznadziejna. Nie ma prawa do tego, by odczuwać przyjemność w związku z tym pocałunkiem. Żadnego. Wręcz przeciwnie, powinien się zdenerwować, opieprzyć go albo może nawet uderzyć za to, że takie idiotyzmy przychodzą mu do głowy... Zamiast tego dotyka własnych warg, klnąc w myślach za ten objaw troski. Bo nie jest zły. Raczej roztrzęsiony, nieprzytomny.
OdpowiedzUsuńOmija plamę i rusza w kierunku pokoju Karola. Naciska klamkę, ale to nic nie daje. Wzdycha cicho i opiera czoło o chłodną powierzchnię. Powinien odejść? Powinien zostawić go teraz? Kurwa, co z byciem ojcem? Co z byciem jego męskim wzorcem?
- Karol... - zaczyna cicho, przymykając na moment powieki. - Karol, otwórz drzwi.
Jeżeli chodziło o moje doświadczenie w tego typu sprawach to było takie całkiem możliwe. Dwa poważne związki to już jest chyba coś. Szkoda tylko, że ów "związki" zakończyły się dwukrotnym złamaniem serca. Już chyba bym wolał mieć dwa razy złamaną rękę.
OdpowiedzUsuń- Obronię, jeżeli zajdzie taka potrzeba. - Uśmiechnąłem się lekko w jego kierunku. Zawsze broniłem tych, których lubiłem. Jakoś już tak miałem.
Ściągąłem kurtkę i powiesiłem ją ha wieszaku. Pokój był w miarę przyzwoity. Nawet mi się podobał. Zaśmiałem się, kiedy do moich uszu dotarły jego słowa.
- A kto ci powiedział, że będą tylko pocałunki? - Spojrzałem na Karola rozbawionym wzrokiem. - Ty było tak na zachętę. Mam nadzieję, że się podobało. - Mruknąłem mu do ucha. Tak, alkohol i szalejące hormony robiły swoje. Ale podobało m się akurat to gdzie byłem, z kim i co robiłem.
Paweł zdecydowanie należał do tych kierowców, którzy dbali o swój samochód. Kawał złomu, ale to nadal był samochód i to nadal był jego samochód, zakupiony za jego własne pieniądze więc szanowanie go na swój sposób dostał w pakiecie. Może czasami nie współpracował... i może to dlatego Paweł go kopnął, żeby odpłacić się za te spóźnienia na zajęcia, ale nie zdarzało się to szczególnie często (kopanie rzecz jasna).
OdpowiedzUsuńBardzo prawdopodobne, że Karol swoim posunięciem właśnie uratował jego cztery litery od niechybnego skasowania swojego wozu. Gdyby role się odmieniły Paweł postąpiłby zapewne bardzo podobnie, choć bardzo możliwe, że skończyłoby się po prostu na zabraniu kluczyków. Kiedy był trzeźwy oczywistym było, że po piwie nie siada się za kierownicę, jednak będąc po tych kilku piwach sprawy wyglądały inaczej. Zawsze wydawało się, że stan upojenia nie jest wcale taki silny i nie będzie mu przeszkadzać w prowadzeniu.
Skrzyżował ręce na torsie, nie zdając sobie sprawy, że nie wygląda za grosz poważnie i bardziej przypomina naburmuszonego brzdąca niżeli osiemnastolatka. -No wtedy to oboje wylądujemy w szpitalu. - Mruknął na oznajmienie, że to Karol zajmie się prowadzeniem. Mimo tego co powiedział nie powstrzymał go, chyba sam do końca nie rozumiał co to w tym akurat przypadku dla nich znaczyło. Jego mózg nadal pamiętał drobne fakty, ale nie łączył ich w składną całość.
Na słowa chłopaka wzruszył jedynie ramionami. Oczywiście, że uczyli, zawsze i na każdym kroku znajdywał się ktoś kto mu o tym przypominał, ale tak jak dla niego miało to sens wtedy, tak teraz przestawało. - Zapnij pasy. - Odparł po tym jak sprawdził już czy chłopak aby na pewno o niczym nie zapomniał i nie zetrze mu silnika swoimi działaniami. Sam też dopiero po chwili zapiął swój i sięgnął dłonią do ogrzewania aby skierować je na szyby, które zaczęły zachodzić nieco parą. Rozpiął kurtkę i odruchowo zerknął w lusterko, które przecież nie było ustawione w jego stronę.
-Sam bym sobie poradził. - Oznajmił, jakby swoim zachowaniem już wystarczająco tego nie okazywał. Po kolejnej chwili milczenia, do której był zmuszony, aby mieć czas przetworzyć sobie pewne informacje, odezwał się. - Co ty tu właściwie robiłeś? - Przeniósł spojrzenie z ulicy na chłopaka. Miał wrażenie, że jadą krzywo, ale postanowił się nie odzywać w tej kwestii. Jak celował kluczykiem do zamka wydawało mu się, że ręka mu się nie rusza, a jakiś cudem drzwi nadal nie mógł otworzyć.
Paweł
[Hej. Co by nie trzeba było się przekopywać, kontakt w sprawie mamusi ----> unite.me.then@gmail.com :)]
OdpowiedzUsuń[Hai der, hjuman. Pan na zdjęciu mnie estetycznie wybitnie zadowala, jest uroczy. I brzmi uroczo, więc zapraszam. Możemy pomyśleć nad czymś wspólnie ;3 Trochę przerdzewiałam, jeśli o pisanie chodzi, ale dobra pomoc koleżeńska czy jakiś narzucony przez szkołę dla wszystkich kurs gotowania, gdzie Steff sobie nie radzi, a Karolek owszem - mogłabym udźwignąć. Zarzućmy sie najpierw pomysłami, to któryś rozwiniemy! ;p]
OdpowiedzUsuń[Witam serdecznie! Dziękuję za przywitanie! Karolek jest cudowny i bardzo ucieszyłabym się ze wspólnego wątku. Niestety dziś już nie domagam umysłowo, więc byłabym niezmiernie wdzięczna za jakiś pomysł. Zrewanżowałabym się ładnym rozpoczęciem. Czy to by Ci odpowiadało? ;)
OdpowiedzUsuńOlek]
- Zamierzasz zasyfiać swój um... Swój rozum i mózg tymi bzdetami z telewizji? - Zapytałem, siadając tuż obok niego. Ja tam się cieszyłem, że nie miałem u siebie w pokoju tego pudła. To potrafiło robić w głowie istną sieczkę. Jak chciałem coś pooglądać to po prostu odpalałem laptopa i internet.
OdpowiedzUsuńZakradłem się do niego od tyłu po czym zacząłem składać na jego szyi drobne pocałunki. Byłem bardzo ciekaw jego reakcji.
- Jesteś bardzo uroczy wiesz? - Zapytałem go, po czym znowu złożyłem pocałunek, ale tym razem na jego ustach. Po alkoholu chyba naprawdę robiłem się odważniejszy.
Nie spodziewa się, że drzwi nagle się otworzą, a Karol bez żadnych protestów wpuści go do środka. To byłoby nienaturalne dla tego chłopaka. Przez ostatnie lata zdążył nauczyć się o nim całkiem sporo. Dlatego wie, że jeśli sobie teraz odpuści nie wrócą już do tego tematu. A jeśli nie, będą walczyć z tym wewnętrznie. Stoi więc w miejscu, licząc własne oddechy. Dochodzi do jedenastu i decyduje się zaryzykować kolejnymi słowami.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem, jak pozbyć się tej plamy – rzuca luźniej, chyba tylko po to, by dać mu do zrozumienia, że nie jest ani zły, ani zrozpaczony tym, co się stało. - Karol, po prostu ze mną porozmawiaj, dobrze? Możesz nie otwierać, drzwi mają świetną cechę, przepuszczają dźwięki.
Mimo że bierze pod uwagę, że chłopak go nie wpuści, wciąż czeka. Może jest naiwny, może zapomniał, jak to jest być nastolatkiem, ale wydaje mu się zwyczajną oczywistością, że powinni to przedyskutować. Chociaż przez chwilę, dla spokoju.
- Drocz się, drocz, a ja i tak wiem swoje. - Odpowiedziałem głosem przekurata. Teraz już raczej nie zwracałem uwagi na to, że telewizor gra w tle. Niech sobie gra. Nie zwracałem też już uwagi na to jakie dźwięki z niego wyplywają. Przyciągnąłem go do siebie. Nie za mocno i nie za lekko. Tak w sam raz. Ująłem w swoje dłonie jego twarz i wbiłem mu się praktycznie w usta. Najpierw pocałunek był delikatny. Tak, aby go za bardzo nie wystraszyć. A później stał się bardziej zachłanny i namiętny. Pełen pasji. Lewą dłoń wsunąłem mu pod koszulką, opuszkami palców badając skórę pleców chłopaka.
OdpowiedzUsuńWbija spojrzenie w okno, by obserwować jak powoli znienawidzone miasto zostaje strawione przez zbliżający się wieczór, fundując mu zmarszczone czoło w zestawie z nieprzyjemnym grymasem. Słońce znika, niebo jest zadominowanie przez chmury, a Emil się wzdryga, gdy przez uchylone okno do pomieszczenia wdziera się zimny wiatr. Po plecach wędrują dreszcze i znikają w opuszkach placów, które teraz zaciśnięte na używce w postaci papierosa, jeszcze chwilę temu trzymały kurczowo smyczek. I chyba jest pierwszy raz w życiu szczęśliwy, że struna się zerwała i udaremniła mu prywatny koncert. Na samą myśl, że Krzeszowski mógłby to usłyszeć, robi mu się niedobrze. O odruchy wymiotne też nie jest trudno. Opiera policzek o szybę i zamyka oczy, nasłuchując tykanie zegara. Śledzenie poruszających się leniwie wskazówek i odliczenie sekund doprowadza go już powoli do szewskiej pasji, a nie cierpliwość rośnie.
OdpowiedzUsuńUsta wykrzywiają się w uśmiechu, gdy dźwięk dzwonka u drzwi przecina ciszę. Wszystkie negatywne uczucie znikają. Zeskakuje zgrabnie z parapetu, by zaraz uciszyć szybko szczekającego Kajtka, który zaalarmowany rzuca się w stronę drzwi, witając pożądanego gościa Emila szczekaniem. Pies jednak nie daje za wygraną, a Kustra w końcu ustępuje. Szybko pokonuje dzielącą go odległość od salony do holu i łapie za klamkę, pupil depcze mu po piętach, raz albo dwa chce go przechytrzyć, przegonić, ale na jego drodze staje przeszkoda w postaci wąskiego pomieszczenia.
Uśmiech tylko się powiększa, gdy chłopak lustruje przez „judasza” znajomą, oczekiwaną od rana sylwetkę. Karol jest jedyną osobą, która na dłuższą metę nie nudzi, nie doprowadza do szału, a humanista ma niejasne wrażenie, że tak naprawdę jedną, do której chce gębę otworzyć. Mimo że liczbę ich spotkań da się policzyć na palcach jednej ręki, Kustra energicznie otwiera drzwi, a twarz promieniuje. Wygląda jak nie on. Szyderczy uśmieszek wyparował, a chęć usłyszenia tego pociągającego, wyjątkowego głosu jest silniejsza. Walcząc z pokusą zagarnięcia metru siedemdziesiąt z kawałkiem w objęcia, bez słowa puszcza go w drzwiach i zerka przelotnie na zegarek. Jest dwie po.
— Spóźniłeś się — zauważa, ale nie z wyrzutem, luźno, w ramach powitania, a w jego głosie pobrzmiewa zniecierpliwienie pomieszane z ulgą, że najgorsze obawy się nie sprawdziły. Karol tu stoi naprawdę, a Emil ma ochotę go dotknąć, by uzmysłowić sobie, że nie jest tylko metafizycznym wytworem wyobraźni.
Emil
Sól. Najprostsze rozwiązania zazwyczaj okazują się najskuteczniejsze. Może i w ich wypadku ta zasada znajdzie swoje zastosowanie. Zamiast więc wykłócać się z nim o otworzenie drzwi, siada na ziemi i opiera się o chłodne drewno plecami. Podciąga kolana w górę i opiera na nich łokcie. Chwilowe milczenie przynosi mu ulgę. Jest człowiekiem słów, przedstawicielem języka, w teorii powinien więc znać odpowiedź na każde pytanie, które wymaga dyplomacji, ubarwienia. W rzeczywistości jednak jest cholernie przerażony wszystkim, co mogłoby wydobyć się z jego ust.
OdpowiedzUsuń- Czy ja... - ucina, bo to przecież idiotyczne, nie może zapytać go ot tak; a jednak chce. Może potrzebuje, żeby osiągnąć spokój, dojść do pogodzenia z zaistniałą sytuacją. - Dawałem ci jakieś sprzeczne sygnały? Karol, bo ja bym nigdy, wiesz, nie postawił cię w takiej sytuacji celowo.
A jednak brzmi idiotycznie i Kajetan jest o tym przekonany, gdy tylko zamyka usta. Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Jest tylko takie, które skrzywdzi ich obu albo jednego z nich. Żyć nie umierać.
Kruk
[Mam tendencję do dostosowywania swoich potrzeb, tak samo zresztą, jak Benedykt.]
OdpowiedzUsuńBenedykt
Miał rację, oczywiście, że ją miał, ale czy do szumiącej głowy Pawła to docierało? Oczywiście, że nie, cały świat się teraz mylił i tylko on miał rację, przynajmniej w sprawie samochodu, jego samochodu. -To dwie inne rzeczy. - Nie to wcale tak nie działało, ale ta wersja Pawła zakładała, że skoro samochód jest większy to będzie nad nim łatwiej zapanować niż nad swoją ręką i kluczykami. Nie wiedzieć nawet skąd brał te teorie... Żeby tylko słyszał jakie teraz gada bzdury, to sam by sobie pewnie dał w twarz.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to Paweł tego nawet nie zauważył, albo po prostu jego oczy zignorowały ten nieważny epizod z jego pamięci, bo i tak za długo zajęłoby mu powiązanie ze sobą faktów. -Niby po co miałbym to wiedzieć? -Znał okolicę z której odjechali i wiedział, że jest tam też biblioteka, ale nie teraz. Teraz nic tam nie było. Była ścieżka, urywana ścieżka, która go tu doprowadziła i parking cała reszta nie miała najmniejszego znaczenia.
Powoli zaczął wyłączać się z zewnętrznych bodźców, ołowiane powieki same nasuwały się na jego oczy. Karolowi szło za dobrze, gdyby więcej razy światła nagle zaświeciły się na czerwono Paweł chociaż starałaby się być bardziej czujny. Przestał. Świat powoli się rozmywał, a warkot samochodu nucił mu usypiającą melodię, z każdą chwilą rzeczywistość była coraz bardziej abstrakcyjnym pojęciem, nie dostępnym już dla niego. Poczuł szturchanie, ale nie potrafił wyprowadzić się już z tego stanu, był za daleko.
Aż do zderzenia. Ocknął się w przeciągi kilku sekund. - Co się kur... co to było?- Rozejrzał się szukając wzrokiem przyczyny łoskotu jaki przetoczył się przez samochód. -Zatrzymaj się.-Odparł mrużąc oczy, jakoby to mogło mu jakoś pomóc. Gdy tylko koła przestały toczyć się po ulicy Marczak wyładował się z samochodu trzaskając drzwiami bez takowej potrzeby.
-Pieprzona sarna.-Warknął spoglądając na martwe zwierzę i tylko dla pewności tknął je butem, nie odkrywając prawdopodobnie na ich szczęście żadnej reakcji. Co by zrobili z taką na wpół żywą kobyłą? Wykrwawiłaby się na śmierć, a tak przynajmniej już była trupem. Kucnął przy samochodzie przesuwając dłonią po twarzy. Klął pod nosem dopóki nie przywykł do myśli, że jego samochód stał się właśnie jeszcze gorszą ruiną. Podniósł się i zacisnął dłonie w pięści równie mocno co blokując ruch szczęki.
-Trzeba to gdzieś przenieść.-Mruknął spoglądając na chłopaka i nieco rozluźniając mięśnie twarzy. -Do bagażnika...- Pół twierdzenie, pół pytanie. Co mieli niby zrobić? Sarna wpakowała się pod koła, nie mogli jej przecież zostawić na środku ulicy.
[Jeśli Karol zatrzymał się od razu to zignoruj tą część z 'zatrzymaj się']
Paweł
Robiło się jeszcze bardziej milej i jeszcze bardziej przyjemniej. Mruknąłem cicho pod nosem z zadowoleniem w głosie, kiedy chłopak położył na mnie swoją dłoń. Była taka ciepła i fajna w dotyku. Momentami myślałem, że poszło coś mi za łatwo. Oraz, że zaraz się wszystko posypie niczym domek zbudowany z kart. I się nie pomyliłem. A mogłem odpukać to w jakieś niemalowane. No cóż... Trudno. Jakoś trzeba żyć.
OdpowiedzUsuń- O co chodzi? - Zapytałem, zerkając na niego nieco zmartwionym wzrokiem.